Syndrom drugiego tomu?
Nie tym razem! Stella Tack niezawodnie balansuje humorem, akcją i rozwijaniem świata przedstawionego, nie dając czytelnikowi czasu na nudę. Oczywiście fabuła toczy się swoim torem i Bój się światła skupia się na nieco innych postaciach niż pierwszy tom. Przygotujcie się na znacznie mniej Lore, za to Leaf nadal pozostaje w świetle reflektorów. Ogromnym plusem jest jej charakter; autorka nie zdecydowała się obdarzać jej niezbalansowanymi, potężnymi mocami, co moim zdaniem tylko dobrze świadczy o jej umiejętnościach. Nie jest łatwo zatrzymać czytelnika przy lekturze, nie wykorzystując tak powszechnie lubianych motywów. Dobrym przykładem na sukces tego typu historii jest na przykład Dwór cierni i róż. Chociaż dziewczyna potrafi denerwować swoim zachowaniem, to dzięki rozdziałom napisanym z punktu widzenia innych postaci możemy ochłonąć pomiędzy fragmentami należącymi do głównej bohaterki. Leaf jest po prostu ludzka i nie zatraciła swojego naturalnego charakteru, mimo że otaczają ją egzorcyści i demony. Bywa impulsywna, nieodpowiedzialna i nieporadna.
Niezawodny klimat
Pierwszy tom pokochałam za wyjątkowy humor pomieszany z mrocznymi wątkami. Chociaż sarkazm momentami aż wylewa się z książki, to szybko możemy się do tego przyzwyczaić i nie tylko docenić całą fabułę, ale też charakter, który ten specyficzny humor nadaje lekturze. Jest to jeden z czynników, dzięki któremu historia nie jest nudna. Kolejnym są ciągłe zmiany i nowości, które, dzięki swojej różnorodności i rozproszeniu, nie przytłaczają czytelnika. Poznajemy nowe otoczenie, postacie, istoty, a wszystko to dopracowane pod względem charakteru i klimatu. Fabuła wykładniczo nabiera tempa, wykorzystując liczne zwroty akcji i wychodzące na światło dzienne tajemnice. Pozostawia nas zawieszonych w środku ekscytujących wydarzeń w znany nam z poprzedniego tomu sposób. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że na finalną część również nie przyjdzie nam długo czekać.
Czy Bój się światła to róża bez kolców?
Niestety trudno nie wspomnieć o bardzo licznych błędach w tekście. Momentami można odnieść wrażenie, że tom zupełnie ominęła jakakolwiek korekta. Mamy tu takie kwiatki, jak literówki, powtarzające się zdania, a nawet tajemniczego Krzyśka (oczywiście taka postać w ogóle nie pojawia się w książce). Z racji, że czasami trzeba się domyślać, co autorka oryginalnie miała na myśli, czasami lektura wybija nas z czytelniczego transu. Mimo tych rozpraszaczy uważam, że jest to książka warta uwagi, bardzo przyjemna i doskonale zabawiająca czytelnika.