Choć nie lubię wchodzić w świąteczne klimaty zbyt wcześnie, to nie mogłam się oprzeć nowej książce Jolanty Kosowskiej. Powieść okazała się lekka i przyjemna, ale niestety (a może stety) nie wprowadziła mnie w zimowy charakter. Bożonarodzeniowa Księga Szczęścia urzekła mnie natomiast w całkiem inny sposób. Co było w niej wyjątkowego?
Listy od przyjaciół
Lena, Joanna, Maria, Rafał i Tomek to przyjaciele z ogólniaka i choć szkołę skończyli wiele lat temu, to ich przyjaźń wciąż trwa. Każde z nich ułożyło sobie życie po swojemu w różnych stronach świata, przez co coraz trudniej im utrzymywać regularny kontakt. Z tego względu postanawiają co roku na święta Bożego Narodzenia wysyłać do siebie listy, w których opisują, co działo się u nich przez ostatnie dwanaście miesięcy.
Jednak tym razem brakuje listu od Leny, która kilka lat wcześniej wyprowadziła się do Chorwacji i teraz mieszka tam z córką. Przyjaciele zaczynają się martwić, a Rafał, którego kiedyś z dziewczyną łączyło coś więcej niż przyjaźń, postanawia pojechać do niej i dowiedzieć się, co się stało. Przy okazji ma nadzieję naprawić swoje błędy z przeszłości. Tylko pytanie brzmi, czy nie jest już na to za późno?
O swoje uczucie trzeba walczyć! Nic nie przychodzi samo. Jak możesz być przez całe życie takim tchórzliwym dupkiem!
Wspaniały klimat Chorwacji
To, co mnie urzekło w Bożonarodzeniowej Księdze Szczęścia to były opisy Chorwacji, które przenosiły mnie w tamte miejsca i razem z bohaterami mogłam zachwycać się widokami. Kilka lat temu sama miała okazję spędzić kilka dni w tym malowniczym kraju, a nawet okazało się, że część miejsc opisanych w książce odwiedziłam osobiście. Opisy unikatowego klimatu Chorwacji sprawiły, że mogłam to przeżyć to ponownie. Dzięki temu mogłam oderwać się na kilka chwil od rzeczywistości i zapomnieć o chłodnych, pochmurnych dniach listopada.
Choinka tylko w tle
Zarówno tytuł, jak i okładka sugerują ciepłą świąteczną powieść, przywołującą na myśl okres Bożego Narodzenia. Uważam to za niepotrzebne wprowadzanie w błąd, gdyż wstawki rzeczywiście związane ze świętami stanowią jedynie tło do całej historii. Chociaż akcja rozgrywa się kilka dni przed Wigilią, to większość opowieści znacznie odbiega od tego czasu. Zdecydowanie łatwiej będzie czytelnikowi przenieść się do słonecznej i upalnej Chorwacji niż przed rozświetloną lampkami choinkę.
Rafał, Lenka, Mila i inni
Ta trójka właściwie skradła całą powieść. To właśnie oni znajdują się w centrum akcji i są najciekawiej wykreowanymi postaciami. Pozostali bohaterowie pozostają w tle i jedynie uzupełniają wątki.
Rafała, jako narratora, poznajemy najlepiej. Wiele lat wcześniej jego i Lenkę łączyło dużo więcej niż licealna przyjaźń, ale przez swoją głupotę i gonitwę za karierą stracił prawo do bycia z nią. Teraz jest cenionym doktorem na jednej z krakowskich uczelni, ale ma dosyć tej pracy. Jego życie prywatne także nie wygląda kolorowo. Jego małżeństwo nie różniło się wiele od służbowej relacji i z ulgą podpisał papiery rozwodowe. Kiedy okazuje się, że nie dostał listu od Leny, postanawia wyruszyć do niej do Chorwacji, aby sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Przed podróżą po raz kolejny wraca pamięcią do przeszłości i czyta listy od niej.
Lenka jest osobą radosną i pogodną. Ma talent artystyczny i rozwija go w różnych dziedzinach. Po okropnych doświadczeniach z Rafałem postanawia wyjechać do Chorwacji, gdzie poznaje Devora. Wkrótce wychodzi za niego za mąż i rodzi się Mila. Niestety, życie ponownie doświadcza Lenę. Mężczyzna ginie w wypadku i kobieta zostaje sama z córką. Jej listy do przyjaciół są bardzo wzruszające i wspaniale wprowadzają czytelnika w jej świat.
Mila, córka Leny i Devora, jest małym słońcem w życiu mamy. Jest utalentowana muzycznie, co zostaje zauważone i docenione. Jej postać przeplata się między wątkami. To bardzo inteligentna dziewczynka, która próbuje na nowo pokolorować świat po śmierci ojca. Bardzo żałowałam, że nie mogłam jej usłyszeć na żywo.
Lekka i przyjemna powieść
Jolanta Kosowska ma przyjemny styl, który sprawia, że nie wiadomo, kiedy docieramy na ostatnią stron. Autorka barwnie opisuje nie tylko scenerię, ale także uczucia bohaterów, nadające książce wyjątkowego charakteru. Smutna historia Lenki i jej listy do przyjaciół po śmierci męża sprawiły, że nie mogłam zabierać książki ze sobą na uczelnię i czytać jej w trakcie przerw. Dopiero w domowym zaciszu byłam w stanie przeżyć stratę razem z nią.
Jak każdej książce czasem zdarzają się drobne wpadki, szczególnie gdy pomysłów jest zbyt wiele. Tak zadziało się i w Bożonarodzeniowej Księdze Szczęścia. Początek może wydawać się lekko chaotyczny i mało spójny. Podobnie zakończenie. Wydaje się pisane na szybko, bez pomysłu na zamknięcie ostatniego wątku. Natomiast największym atutem powieści są listy i przeplatające się wspomnienia Rafała.
Jedna chwila zmieniła nasze szczęśliwe życie w szarą, pozbawioną sensu egzystencję. Nie ma już planów, celów, marzeń. Jest pustka, którą z trudem próbuję czymś wypełnić.
Czy Bożonarodzeniowa Księga Szczęścia jest warta przeczytania?
Jasne! Być może nie nastroi Was świątecznie, ale przeniesie do słonecznej Chorwacji, dostarczając trochę słońca w te pochmurne i deszczowe dni. Bożonarodzeniowa Księga Szczęścia wzrusza, wywołuje uśmiech na twarzy i pobudza wyobraźnię, dzięki czemu przenosimy się w sam środek akcji. Myślę, że będzie to świetna pozycja dla fanów romansów i dramatów.
Przeczytaj także: „Uwikłany” – Michał Bednarski – recenzja wartkiego kryminału