Good Boys Do Bad Things to moja pierwsza styczność z twórczością Rozy Violet Barlow. Uwielbiam tematykę poruszoną przez autorkę, dlatego chętnie sięgnęłam po tę książkę. Skończenie tej powieści było dla mnie jednak nie lada wyzwaniem. Dlaczego? Przekonajcie się w dalszej części recenzji!
Good Boys Do Bad Things opowiada o Audrey, studentce trzeciego roku prawa. Dziewczyna ostatnie, czego pragnie, to wplątanie się w przestępczy świat. Przed tragedią w wannie ratuje ją nieznajomy mężczyzna, który w tajemniczy sposób dostał się do jej mieszkania.
Strony techniczne
Historia zaczęła się dobrze, dlatego nie przypuszczałam, że tak szybko odłożę tę książkę na bok. Co najlepsze, zrobiłam to nie przez fabułę, lecz coś innego… Mianowicie przez mieszanie perspektyw dwóch bohaterów różnej płci. Sam pomysł na pokazanie codzienności był średni (chociaż może nie na początku, bo łatwo było się znudzić, ale o tym później), lecz oznaczenia zmiany narracji były po prostu katastrofą.
Każda zmiana oznaczana była gwiazdką, jednak w powieściach z pierwszoosobową narracją asteryski stosowane są, aby zrobić przeskok czasowy. To chyba najbardziej mnie zmyliło. Trudno było się domyśleć, że nagle nie mamy do czynienia z perspektywą kobiety, tylko mężczyzny, a potem na odwrót. Zirytowało mnie to do tego stopnia, że zamknęłam książkę i nie wróciłam do niej przez najbliższy tydzień.
Książka o niczym
Może to bardzo odważne stwierdzenie, ale czytając Good Boys Do Bad Things, odnosiłam wrażenie, że to powieść o niczym. Niby już w opisie dostajemy zarys historii, który wydał mi się na tyle ciekawy, że szybko zabrałam się do czytania. Treść mnie niestety zawiodła. Prolog uważałam za interesujący, natomiast pierwszy rozdział był nudną mieszanką informacji o życiu głównych bohaterów. Przysięgam, że z tych kilkunastu stron niczego nie zapamiętałam.
Odstawiłam książkę na tydzień i wróciłam do niej z pozytywnym nastawieniem. Myślałam, że może przez mój słabszy humor i brak chęci do czytania zrezygnowałam już po pierwszych dwóch rozdziałach. Ale nie, prawdziwym powodem było to, że powieść z każdą stroną nudziła mnie coraz bardziej. Poza tym irytowała mnie główna bohaterka, Audrey, która rzekomo studiowała prawo. Taka osoba powinna być ogarnięta, czyż nie? Tymczasem podczas czytania odnosiłam wrażenie, jakbym miała do czynienia z dzieckiem, małym, słodkim i wierzącym we wszystko, co mu powiedzą.
Błędy, błędy, błędy
Mimo że książka bardzo mi się nie podobała, nie mogę zaprzeczyć, że pod koniec zaczęło robić się ciekawiej. Jednak przeciętny styl autorki, suche i nudne dialogi oraz nieprawdopodobne wydarzenia sprawiły, że nie umiałam docenić rozgrywającej się na ostatnich stronach akcji. Te wszystkie błędy, mimo że zaczęło coś się dziać, odebrały mi przyjemność z czytania. Przez liczne powtórzenia, zwłaszcza zwrotów typu „mówię”, „odpowiadam”, „pytam”, zaczęłam sądzić, że autorka nie zna innych określeń. Jako osoba, która jest naprawdę wyczulona na idealnie złożone dialogi, Good Boys Do Bad Things było dla mnie katorgą.
Podsumowanie
Wciąż nie wiem, jak ocenić tę powieść. Zamysł autorki był genialny, gorzej niestety z jego realizacją. Płytcy bohaterowie, nienaturalne dialogi, które wywoływały we mnie zażenowanie, i ściany nudnych, nic niewnoszących do fabuły opisów. Nie polecam tej historii, ale ile ludzi, tyle opinii. Może Wam Good Boys Do Bad Things się spodoba.
Przeczytajcie także recenzję Pożyczony Narzeczony Joanny Balickiej!