Na dnie
Bottoms albo Na dnie (jak przetłumaczono tytuł w Polsce), jak już zostało wspomniane, jest filmem, który wychodzi przed szereg. Doświadczenia młodych lesbijek są tu najważniejszym tematem, co od razu skazuje go na niepopularność w heteronormatywnym świecie. Główny wątek fabularny równie dobrze mógłby pojawić się w filmie o tematyce heteroseksualnej – dwie młode dziewczyny postanawiają założyć klub walki tylko po to, aby móc zbliżyć się do innych uczennic i nawiązać z nimi romans. Sam koncept nie odbiega oryginalnością i złożonością od innych tego typu wartościowych produkcji. A jednak w Bottoms jest coś, co przyciąga. Żarty w filmie są niepowtarzalne, czasami przekraczają granicę dobrego smaku – a mimo to jakoś pasują do całości, nie powodują poczucia przyduszenia u widza. Reżyserka, Emma Seligman, balansuje pomiędzy campem (ściśle związanym z kulturą gejowską) i znanymi już konwencjami komedii typu „coming of age”, które nierzadko charakteryzują się sprośnością.
Tak? Nie? Okej?
Komizm i satyra przeważają w Bottoms tak, że ciężko jakąkolwiek scenę brać na poważnie. Tym sposobem przybliża się do omawianego But I’m a Cheerleader. Nie trudno więc porównywać te i inne filmy o tematyce LGBTQ+ do siebie. Tym razem jednak nie mamy dotyczenia z żadną tragedią. Nie ma także uczucia nostalgii i utraty, które towarzyszą innym przedstawicielom gatunku. Tajemnica Brokeback Mountain czy Tamte dni, tamte noce przykuwają widza już samą estetyką. Ujęcia są wykonane w sposób genialny i samo to można już docenić. Ukazują one jednak nieco przedawniony sposób mówienia o queerowości. Oba opowiadają o traumie spowodowanej niemożliwością życia w sposób normalny, będąc osobą nieheteronormatywną. Nostalgia atakuje nas ciągle – czujemy żal, że miłość w ich świecie nie mogła zwyciężyć. Nie znaczy to, że w świecie Bottoms lesbijskość jest czymś łatwym czy powszechnie akceptowalnym. Same bohaterki są „na dnie” przez swoją tożsamość. Film jednak utrzymany jest w lekkim tonie, co stanowi pewne raczkujące novum w tym gatunku.
Jak ma się jej chłopak?
Obsada Bottoms pełna jest wschodzących gwiazd, takich jak Ayo Edebiri, Havana Rose Liu czy Ruby Cruz. Co ciekawe, każda z nich należy do społeczności LGBTQ+, co dodaje filmu autentyczności. Rzecz jasna, nie chodzi o to, żeby pewne role absolutnie nie były inkluzywne. Celem nie jest kurczowe trzymanie ich tylko dla pewnego rodzaju odtwórców. Jednakże nie da się zaprzeczyć, że nadaje to autentyczności. Film w końcu może pomóc młodym widzom zaakceptować siebie. Jednym z antagonistów jest zhiperbolizowana męskość, którą przedstawiają futboliści. Uprzykrzają oni życie głównym bohaterkom, spychając je na tytułowe dno. Oni w pewien sposób decydują o tym, kto ma w szkole twarz – a kto nie. Ukazanie chłopców w krzywym zwierciadle otwiera też oczy na nieuchronny fakt marginalizowania każdego, kto nie pasuje do danej grupy. Queerowość w takim kręgu jest cechą ciężką do manifestowania. Dochodzi nawet do wyparcia tego jakże ważnego elementu tożsamości.
Drużyna
Ostatecznie Bottoms to nie jest film, który w jakikolwiek sposób można by umieścić w rzeczywistych ramach. Przypomina nam teraźniejszość, choć równie dobrze to mogłoby się dziać kiedy indziej. Poruszane tematy były i są nadal aktualne (patrząc chociażby na Mean Girls czy Heathers). Być może społeczeństwo zawsze będzie borykało się z tymi samymi problemami. Może zawsze bardziej wartościowe będzie życie popularnych młodocianych sportowców niż kilku młodych dziewczyn. Perwszym przyzwala się na wszystko, natomiast te drugie – muszą sobie ciężko zapracować na szacunek. Z tyłu głowy nadal powinniśmy mieć jednak powód, dla którego kółko samoobrony zostało założone. Romanse z dziewczynami nijak mają się do obiecanej kobiecej solidarności. Nie znaczy to jednak, że film jest antyfeministyczny. Nie gloryfikuje on też kobiet i ich działań. Wręcz przeciwnie – ukazuje w pewien sposób dramaturgię bycia osobą LGBTQ+ w społeczeństwie, gdzie tylko ukradkiem można być naprawdę sobą. Jak jednak wspomniałem, film daje nadzieję na to, że to nie musi być takie okropne.