Muszę się przyznać, że kiedy podjęłam się recenzji książki Tomasza Petrusa, nie zwróciłam uwagi na liczbę stron. Kiedy Milczenie nut wreszcie przyszło, wniesione do mnie przez panią listonosz, bo nie mieściło się do skrzynki, byłam lekko przestraszona. Oczywiście czytałam wcześniej i takie, i grubsze dzieła, ale zawsze były to książki wartościowe, które sama kupiłam lub wypożyczyłam. Poza tym był to okres świąteczno-sylwestrowy. Szybko jednak pozbyłam się obaw. Już od pierwszych stron książka wciągnęła mnie bez reszty, a ja z przyjemnością oddałam się historii.
Moją pierwszą na tej stronie recenzją jest tekst o Szczygle Donny Tartt, książce docenianej i nagradzanej, tak więc myślę, że porównywanie do niej jest komplementem, a odnoszę wrażenie, że milczenie ma ze Szczygłem nieco wspólnego. Nie chodzi tu tylko o podobną grubość czy język. Obie książki opowiadają w dużym stopniu o sztuce i pięknie. W obydwu głównym bohaterem jest chłopiec, którego poznajemy w młodym wieku, i któremu towarzyszymy na przestrzeni lat, aż do dorosłości. Myślę więc, że obie książki są bildungsromanami, a ja takie uwielbiam, bo pozwalają zżyć się z bohaterem. Dokładnie poznać jego motywacje, decyzje, zachowanie i charakter. Jednak w Milczeniu nut można poczuć, że główny bohater, narrator, którego oczami widzimy starą Bydgoszcz, tak naprawdę nie jest najważniejszy.
Już od samego początku, kiedy chłopiec ratuje małą Zuzię przed szkolnymi chuliganami, akcja toczy się wokół niej. Dziewczynka staje się nieodłączną częścią życia Tomka, cząstką samego chłopca. Uczą się razem, poznają siebie nawzajem, wkrótce rozpoczynają przygodę z literaturą. Cieszą się własnym towarzystwem, nie potrzebując nikogo innego, więź tę doceniają tym bardziej, że wcześniej nie cieszyli się popularnością i szerszym gronem znajomych. Ta dziecięca niewinność i sielankowość w ich relacji dodaje temu okresowi uroku, z którego sprawę zdajemy sobie dopiero później, gdy z przybywającymi latami sytuacja się komplikuje.
Czy pierwsza miłość jest tą jedyną?
Książka przedstawia przytłaczającą nieuchronność czasu, główny bohater rozpaczliwie wręcz próbuje wrócić do dzieciństwa. Pragnie, by wszystko znów stało się proste jak kiedyś, przed pojawieniem się Tadka, którego od początku oceniał jako konkurenta, z którym ciężko mu było się mierzyć. Hierarchia w jego życiu nie ulega zmianie. Centrum wszechświata, słońcem na środku układu, po orbitach którego porusza się chłopiec, niezmiennie jest Zuzia. Kolejni bohaterowie i zdarzenia nie mogliby zaistnieć bez niej. W efekcie nie wiemy niemal nic o rodzicach i domu chłopca. Tomek poświęca znacznie więcej uwagi matkom, ale również ojcom Zuzi i Tadka. Wkrótce jednak wszystko to, cała historia tocząca się w ówczesnej Bydgoszczy, ustępuje tajemnicom piętrzącym się wokół dziewczynki. Oczywiście nie odstępujący jej chłopiec machinalnie jest wciągany w ich konsekwencje. Echa przeszłości przenoszą nas do wojny i okupacji, do niezwykłej historii jaka milcząco wykwitła wokół rodziny Rychertów.
„Co łączy przedwojenny tom poezji Norwida z częstymi wyjazdami ojca dziewczyny?”
Milczenie nut opowiada o niesprawiedliwości, cierpieniu i walce jakie niesie za sobą wojna. Autor dużo uwagi poświęca traumie, uświadamiamy sobie, że niezależnie od dalszego losu brzemię przeszłości z góry przekreśla jednoznaczny happy end. Koniec wojny nie jest wybawieniem i ulgą, możemy nawet odczuć, że był tylko kolejną udręką, następnym dźgnięciem noża. Widzimy konsekwencje, jakie zmieniają całe życie, sprawiają, że nawet w postkomunistycznym świecie, a więc takim, który w porównaniu z okupacją kojarzy się z dobrobytem i szczęściem, ofiary wojny wciąż nie mogą zaznać spokoju, jakby ich walka nigdy się nie kończyła.
Milczenie nut uczy nas zrozumienia ludzi dotkniętych poczuciem straty, nie ważne czy bliską dla danego człowieka osobę rozłączyły z nim przypadkowe zdarzenia, śmierć czy po prostu niezgodność charakteru. Widzimy obsesję, rozpacz i zamknięcie w sobie. Nie jest to jednak wyłącznie ponura lektura. Mówi dużo o dorastaniu i pierwszej miłości, maluje przed nami miejsca, jednocześnie magiczne i osadzone w naszym najbliższym otoczeniu. Z perspektywy czasu, wspominając książkę, mamy wrażenie, że byliśmy nad tymi wszystkimi rzekami, bulwarem, w parkach i na chodnikach, że siedzieliśmy przy kuchennym stole w domu Zuzi i krztusiliśmy kurzem w piwnicy muzeum.
Poezja, epika, malarstwo, fotografia… Czy pozwalają widzieć głębiej?
Poznając dzieci, o których czytamy w książce, można im tylko pozazdrościć kreatywności i inwencji. Już od początku widzimy miłość Tomka do książek. Czujemy, że chłopiec odpływa wręcz w świat fantazji, jego autorytetami są postacie z całkiem popularnych lektur. Między rzeczywiste wydarzenia autor bardzo ciekawie wplata fantastyczne fragmenty, w których Tomek przenosi się na dzikie wyspy czy śnieżne pustkowia. Kiedy jednak skończymy książkę i chociaż na chwilę przeniesiemy się do początku, zauważymy, jak chłopiec dorósł i zmienił się. Jak wiele przeżył i jak czas wpłynął na świat, w którym żył zupełnie nie oczekując zmian.
Milczenie nut to po prostu bardzo poruszająca książka, która zapada w pamięć, pokazuje bezlitosne oblicze wojny, brzemiona przeszłości i zagmatwane koleje losu. Opowiada o miłości, zakrawającej o obsesję, pięknie i tajemnicy, o nieustępliwym czasie wciąż gnającym, nie dając chwili oddechu. Jednocześnie jest pisana łatwym i przyjemnym językiem. Zdarzają się jednak zdania bardzo długie, których sensu możemy nie zrozumieć za pierwszym razem. Książka pozostawiła we mnie niedosyt; z czasem bohaterów namnożyło się całkiem sporo i jestem niesamowicie ciekawa ich losów, zarówno równoległych do opisywanych wydarzeń, jak i dalszych. Mimo to cieszę się, że książka ta trafiła właśnie do mnie. Zanim znajdzie się na mojej półce między Szczygłem, a Ziemiomorzem, przejdzie jeszcze przez ręce kilku zaczytanych osób w mojej rodzinie.