Strona głównaKsiążki„Od jednego L...

„Od jednego Lucypera” – żywot ślōnskich bab

Redaktor

O Śląsku mówi się, że jest to teren strite patriarchalny. Owszem, od czasu do czasu, trafi się ktoś, kto śmiało rzuci tezę o odwiecznym matriarchalnym charakterze tych terenów, ale czy można się z kimś takim zgodzić? Kobiety nie były głowami rodziny, lecz tak jak w przypadku większości Europy, zmuszone były do zajmowania się domostwem. Od tego wychodzi Anna Dziewit-Meller w swojej powieści Od jednego Lucypera - autorka pokazuje, jak zmieniało się śląskie herstory.

Jaka marchew — taka nać

Od jednego Lucypera możemy zaliczyć do gatunku typu saga rodzinna, w którym całość skupia się na kilku pokoleniach jednej rodziny. Fabuła tak naprawdę kręci się wokół odkrywania mrocznych sekretów, długo skrywanych przez krewnych. Owe tajemnice mogą bowiem pomóc Kasi (współczesnej bohaterce) uporać się z ciężką teraźniejszością. To, co najbardziej widoczne w książce, to niezwykła empatia, jaką przejawia autorka wobec stworzonych przez siebie postaci. Stają się namacalne oraz realne poprzez swoje problemy. Język stosowany przez Annę Dziewit-Meller jest zarazem pełen metaforyki, jak i czułości. Nie jest to proste do uzyskania, szczególnie zważywszy na to, po jak różnych okresach porusza się pisarka. Narracja rozciąga się od czasów stalinizmu aż po współczesność — a do problemów każdej z epok autorka stara się podejść z rozwagą.

Jaka córka — taka mać

Powiedzieć, że Od jednego Lucypera to powieść przepełniona kontekstami, to nie powiedzieć nic. Z jednej strony przeważa tu wszechobecna afirmacja herstory, ale także zauważyć można skupienie się na śląskości, szczególnie tej związanej z PRLem. Rzecz jasna, oba motywy łączą się ze sobą, ukazując dotąd niewidoczną perspektywę ślōnskich bab. Choć jest to pojęcie na poły mityczne, widać jego ślady w dziełach typu Mianujom mie Hanka, które również kładą nacisk na zmagania kobiet. Ich przeżycia nie powinny być w żadnym stopniu umniejszane i deprecjonowane.

Powieść Anny Dziewit-Meller skupia się na czterech pokoleniach Ślązaczek, lecz główny nacisk kładzie na współcześnie żyjącą Kasię oraz nieznana jej ciotkę Marijkę. Choć te dwie kobiety początkowo wydają się być spolaryzowanymi przeciwieństwami, wkrótce okazuje się, że mierzą się z podobnymi problemami. Rachityczna, pasywna i anorektyczna Kasia jest niewiele słabsza czy mniej zdesperowana od powierzchownie postawnej, zdecydowanej oraz jurnej Marijki. Autorka w obu przypadkach skupia się na ich cielesności. Nie robi tego w sposób naturalistyczny. Choć obrazowość jej języka jest realistyczna, ma ona na celu zwrócenie uwagi na socjopolityczne aspekty kobiecości dziś i kiedyś.

Baba czy kobieta?

Drugim, ważniejszym z wątków w książce, jest śląskość. Anna Dziewit-Meller umieszcza większość akcji w rodzinnym Chorzowie (notabene, tam również rozgrywa się Gnój Kuczoka). Śląskość, która po II wojnie światowej zaczyna być penalizowana, deprecjonowana i mało atrakcyjna. Autorka uwidocznia to poprzez nawiązania do poniemieckich obozów pracy, jak np. ten w Łambinowicach, spadek użycia godki czy konflikt hanysów z gorolami. Ważne jest to, że Anna Dziewit-Meller pokazuje to jako realny problem, a nie zmitologizowany wyrywek z przeszłości. Choć łatwo powiedzieć, że autochtoni wymyślają sobie te problemy, nie da się ukryć, że wielu naprawdę zostało dotkniętych dyskryminacją. Śląskość wykreowana przez autorkę nie jest niespójna z kobiecością, wręcz przeciwnie — oba się dopełniają.

Śląskość widoczna jest również w postaci Marijki, która zgodnie ze stereotypem i autostereotypem ceni sobie pracę. W zatrudnieniu się w chorzowskich Zakładach Azotowych widzi szansę na wyjście spod patriarchatu, na aktywne zmienienie swojej własnej rzeczywistości. Jak się szybko okazuje, jej nadzieje są złudne. Pod płaszczykiem egalitaryzmu i równościowych postulatów PRL-u kryją się te same mizoginistyczne uprzedzenia oraz pułapki na nieuważnych (czy raczej nieuważne). Z drugiej strony, odchodząca nieco od stereotypu ślōnskiej baby, Kasia również zmaga się z teraźniejszością. Choć teoretycznie ma lepsze warunki i lepsze szanse na przyszłość jako naukowczyni, okazuje się, że świat akademii jest równie drapieżny.

Ziemie Odzyskane

Od jednego Lucypera to książka niezwykle piękna. Nie tylko przez okładkę, zawierającą wypustki. Jest to opowieść poruszająca i wymagająca od czytelnika wiele uwagi. Język Anny Dziewit-Meller cechuje się dojrzałością. Choć jest to pierwsza książka autorki, jaką czytałem, bije od niej mistrzowskość stylowa. Język powieści pełen jest metaforyki i symboliki, aczkolwiek na szczególne uznanie zasługuje coś innego. Od jednego Lucypera przepełnione jest gorzkim humorem, który trzeba umieć zrozumieć. Z jednej strony ma on rozśmieszać, lecz ma on również wprawić w ponury nastrój. I chyba właśnie taki powinien być cel sag. Bo właśnie tak wygląda ludzkie życie. Przepełnione jest żalem i rozpaczą, lecz czasem można poczuć coś dobrego. Tak żyjemy my, ale także tak żyły od wieków ślōnskie baby.

Kuba Paczula
Kuba Paczula
Redaktor
Ciałem w Breslau, sercem w Königshütte.

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Tytuł:
Od jednego Lucypera
Autor:
Anna Dziewit-Meller
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Data wydania:
2020
Liczba stron:
299
Dobór słownictwa
10
Narracja
9
Tytuł
9
Okładka / szata graficzna
10
Czytaj więcej recenzji
Może cię zainteresować
Jaka marchew — taka nać Od jednego Lucypera ...„Od jednego Lucypera” - żywot ślōnskich bab

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.