CZAS PRÓBY
Po tym, jak Fiyonn bez słowa opuścił Gniazdo, Antoinette sama musi stawić czoła całemu dworowi królewskiemu, na czele którego stoi przebiegły brat jej ukochanego. Do niedawna była zwykłą służącą, lecz teraz, gdy stała się Kruczą Wiedźmą, jedną z najważniejszych osób w państwie, z każdej strony czyha na nią niebezpieczeństwo. Komu ostatecznie będzie mogła zaufać?
Tymczasem na drugim końcu kontynentu Raina pomściła ojca i odzyskała władzę, ale zwycięstwo miało gorzki smak – w trakcie bitwy jej siostra straciła życie. Teraz na barkach młodej królowej spoczywa odpowiedzialność za cały kraj. Musi udowodnić wszystkim, że zasługuje na koronę. Trudno jednak zgłębiać się w politykę, gdy przeżywa się żałobę. Ale wróg nie śpi – Raina musi pozostać czujna, jeśli nie chce stracić tronu.
PIEŚŃ WYBRZMIAŁA LEPIEJ OD LEGENDY…
Chociaż Bestselerki utrzymują, że nie czytają recenzji swoich książek, to jednak pozbyły się większości wskazanych przez czytelników błędów czy niedociągnięć. To sprawia, że Pieśń o płomieniach i mroku wypada lepiej od poprzedniczki. Przede wszystkim tempo się unormowało. Nie ma ogromnego kontrastu między jedną perspektywą a drugą. Akcja w obu się stabilizuje, skupia głównie na dworskich intrygach. Dzięki temu dużo przyjemniej mi się czytało tę część. Zaczęłam wczuwać się w klimat tego rozległego świata, szczególnie Północy. Naprawdę interesuje mnie, co tam się wydarzy. Zakończenie wskazuje na to, że warto pod tym względem czekać na trzeci tom.
…ALE I TAK CZUĆ FAŁSZ
Niemniej przed niektórymi błędami autorkom ponownie nie udało się ustrzec. Słabe strony Legendy dostrzec można również w Pieśni o płomieniach i mroku, takie jak nadmierna ekspozycja czy stosowanie zabiegu deus ex machina. Poza tym odniosłam wrażenie, że historia ta stoi cały czas w miejscu. Bohaterowie przebywają głównie w jednym miejscu, snują się z kąta w kąt, rozmyślają bądź rozmawiają i właściwie tyle. Nie twierdzę, że to było nudne – wolę takie zamkowe klimaty i polityczne sprawy – zabrakło jednak nieco akcji oraz wyjaśnień. Pojawiają się co chwilę nowe pytania, a jeszcze na te poprzednie nie dostaliśmy odpowiedzi. Nie oczekuję, że autorki odsłonią już na tym etapie wszystkie tajemnice, ale seria liczy już nieco ponad tysiąc stron, a wciąż niewiele wiadomo o czymkolwiek i trudno określić, dokąd to wszystko zmierza. Jeżeli do końca pozostały tylko dwa tomy, to czas przyspieszyć. Inaczej będzie powtórka z Legendy – wszystko, co najciekawsze, zostanie streszczone.
EKSPOZYCJA PO RAZ KOLEJNY
Podczas czytania pierwszego tomu niesamowicie irytowało mnie, że praktycznie wszystko zostało opisane, a nie przedstawione, jakby autorki zapomniały o zasadzie show, not tell. To zadziwiające, bo często wypominają innym stosowanie ekspozycji łopatą, a same również popełniły ten błąd. Wierzyłam, że w drugim tomie uda im się to naprawić. Opowiadania jest faktycznie mniej, ale pozostało, i to w takiej ilości, że nie dało się przymknąć oka na to. Nadal dziewczynom zdarza się wykładać, jaki kto ma charakter czy co czuje w danej scenie, zamiast to pokazywać. Mnie to popsuło niestety odbiór tej historii. Mam nadzieję, że autorkom uda się nad tym jeszcze popracować.
TO KTÓRY JEST SYNEM KOGO?
Co ciekawe, mimo wielości opisów cech charakteru czy wyglądu bohaterów trudno mi ich przedstawić. Prawie wszystkie postacie wydają się dość nijakie. Nie mają charakterystycznych dialogów, sposobu zachowania. Już przy okazji Porcelanowego księcia pisałam, że postacie to ważny element książki, który może uratować nawet nieprzemyślaną fabułę czy brak akcji. Tu jak dla mnie te postacie różnią się jedynie imionami, szczególnie Vas i Veer. Bracia odegrają zapewne istotną rolę w tej historii, a ja od początku traktuję ich jak jedną postać. Nawet nie poznałam, że to oni stoją za Antoinette na okładce.
Autorki miały ogromną przestrzeń na rozwój postaci, a tymczasem odniosłam wrażenie, jakby większość utknęła w miejscu, niewzruszona wydarzeniami dziejącymi się wokół. Myślę jednak, że jeśli Bestselerkom uda się wdrożyć zasadę show, not tell, to ten aspekt też będą w stanie jeszcze poprawić.
JEST JEDNAK ŚWIATŁO W CIEMNOŚCI
Napisałam, że prawie wszystkie postacie wydają się nijakie. Prawie wszystkie, bo jest jeden wyjątek. Intrygował mnie Fiyonn, zdawał się niejednoznacznym bohaterem. Nie wiadomo, czy można go uznać za sojusznika Antoinette, czy jednak wroga. Wprowadzenie jego perspektywy było bardzo dobrym pomysłem. Chociaż i jego zobaczyłabym bardziej w akcji, a nie tylko siedzącego i rozmyślającego. Jestem poza tym bardzo ciekawa, dlaczego to on otrzymał moce, a nie jego starszy brat. Liczyłam, że chociaż w tym wątku coś się wyjaśni. Niestety autorki pozostawiły to w tajemnicy. Mam nadzieję, że może już w trzecim tomie dostaniemy odpowiedź. Nie chciałabym wymyślać już więcej teorii na ten temat.
PODSUMOWANIE
Pieśń o płomieniach i mroku to tytuł, na który – nie ukrywam – czekałam, zaciekawiona postępem Bestselerek w pisaniu. Nie zawiodłam się, wypadł o wiele lepiej niż jego poprzednik, ale też nie mogę powiedzieć, że byłam w pełni zadowolona po lekturze. Druga część serii stoi na wyższym poziomie, lecz to wciąż przeciętne fantasy. Daleko Pieśni do tytułów, do których jest porównywana, choćby Wojny makowej. Ale myślę, że seria zmierza w dobrym kierunku. Gdyby Legenda była napisana tak jak Pieśń o płomieniach i mroku, to podejrzewam, że nie rozgorzałaby tak gorąca dyskusja na ten temat i więcej osób sięgnęłoby po kontynuację.
Po trzeci tom na pewno sięgnę – jestem bardzo ciekawa, dokąd ta historia zmierza i jak jeszcze styl Bestselerek może się zmienić. Może będzie już tak dobry, że uznam go nawet za ulubieńca. Jakaś na to szansa zawsze jest.
Szukacie innych książek od wydawnictwa We Need Ya? Zapraszam do recenzji Domu sióstr marnotrawnych.