Strona głównaRecenzje książek i komiksówFantastyka, sci-fi, horror„Porcelanowy książę” – recenzja debiutu Niki Hoffmann

„Porcelanowy książę” – recenzja debiutu Niki Hoffmann

„Porcelanowy książę” przyciągnął mnie piękną okładką, opis natomiast utwierdził w przekonaniu, że debiut Niki Hoffmann musi się znaleźć na mojej liście czytelniczej. Queerowy romans osadzony w barokowym klimacie, a do tego intrygi polityczne i walka o władzę – to brzmiało jak coś idealnie dla mnie. Skończyło się jednak na brzmieniu, bo „Porcelanowy książę” nie zdobył mojego serca, tylko wzbudził we mnie dość mieszane uczucia.

PIONEK CZY KRÓL?

Lucarno la Castellano to młody arystokrata pochodzący z wpływowego rodu żyjącego w Marakidzie. W przeciwieństwie do krewnych chce trzymać się z dala od walki o władzę. Chłopak zostaje jednak wbrew swojej woli wciągnięty w grę polityczną przez dawnego kochanka, imperatora Cesara di Costanziego. Mężczyzna pragnie bowiem osadzić na marakidzkim tronie kogoś, kto byłby mu podległy, by mógł mieć pod kontrolą kolejny teren. Plan wydaje się idealny, ale tylko pozornie, gdyż Lucarno nie zamierza być marionetką, zwłaszcza kogoś, kto przed laty go porzucił…

GRA O TRON DOBRZE SIĘ ZACZĘŁA

Początek Porcelanowego księcia zapowiadał się obiecująco. Z zainteresowaniem śledziłam losy Lucarna wystawionego wręcz na pożarcie arystokratów, bez realnych szans na zdobycie władzy. Przyjemnie mi się czytało tę część historii, nie przeszkadzały mi brak scen akcji, powolne tempo czy ciągłe rozmowy o polityce. Ciekawie było patrzeć, jak Lucarno powoli zaczyna odnajdywać się w dworskim życiu. Intrygowała mnie także jego relacja z imperatorem – świetną mieli dynamikę. Cieszyłam się z każdej ich wspólnej sceny.

NIBY SUKCES, ALE JEDNAK NIE

Niestety od momentu, gdy Lucarno zwyciężył w wyborach, Porcelanowy książę przestał mnie interesować. To znaczy nie aż tak, że miałam ochotę odłożyć tej powieść na półkę i nigdy do niej nie wrócić, ale też nic mnie do niej nie przyciągało. Ciągłe rozmowy polityczne stały się już nużące. Oprócz nich tak naprawdę nic się nie działo. Lucarno wszelkie działania zlecał innym, sam tylko się spotykał i rozmawiał. Rozumiem, że np. wyprawa po groźnego pirata byłaby niebezpieczna, ale przydałoby się takie odejście na kilka rozdziałów od książęcej rutyny. Dzięki temu autorka pokazałaby też czytelnikowi więcej stworzonego przez nią świata.

Porcelanowy książę nie ma rozbudowanej fabuły. Lucarno zdobywa sojuszników i tyle. Powieść liczy nieco ponad 600 stron, a odniosłam wrażenie, że dałoby radę skrócić ją w może 3 zdaniach. Nie tego się spodziewałam i nie tego oczekiwałam po zapowiedziach, stąd moje mieszane uczucia.

POLITYKA I NIC WIĘCEJ

Autorka zadbała o polityczny aspekt historii. Kto uwielbia dworskie intrygi, ten na pewno będzie zadowolony z lektury Porcelanowego księcia, gdyż cała akcja toczy się właśnie wokół knucia i spiskowania. Dobrze zostało to opisane, ale w tym całym politycznym pędzie autorka zapomniała o wszystkim innym, a zwłaszcza o czymś, co mogłoby emocjonalnie zaangażować czytelnika. A przynajmniej mnie, chociaż widziałam po recenzjach, że niektórzy mieli podobne odczucia pod tym względem. Same intrygi, nawet dobrze opisane, zatem nie wystarczają – musi być element, który sprawiłby, że odbiorcom zależałoby na bohaterach, a tym samym na skutkach toczonych ciągle rozmów, raz negatywnych dla nich, raz pozytywnych.

Zastanawiałam się w związku z tym, dlaczego początek tak mi się podobał, mimo że tam też były tylko rozmowy. Doszłam do wniosku, że chodziło o postać imperatora oraz jego relację z Lucarnem, która potem niestety zeszła na dalszy plan. A właśnie to mogłoby być elementem, który by utrzymał moje zainteresowanie Porcelanowym księciem aż do samego końca.

DZIEŁO SZTUKI

Największą zaletą Porcelanowego księcia – niestety, bo wolałabym, żeby treść nią była – jest okładka. Ogólnie jestem miło zaskoczona sposobem wydania tej książki. Wydawnictwo postawiło na twardą oprawę i mapkę na wyklejce. Bardzo się cieszę, że Prószyński tak dba o powieści wydawane pod ich szyldem, nawet te debiutanckie. Nie można zaprzeczyć, że jednak trochę zwracamy uwagę na okładkę, a ta może albo odrzucić, albo przyciągnąć. W tym przypadku zachęca, i to jak. Choćby tylko dlatego warto się wyposażyć w Porcelanowego księcia. Ja na pewno ze swoim egzemplarzem się nie rozstanę i będzie stanowił ozdobę mojej półki.

PODSUMOWANIE

Zaczynając debiut Hoffmann, liczyłam, że dostanę książkę, którą będę mogła się zachwycać i wszystkim polecać. Porcelanowy książę okazał się jednak rozczarowaniem, co mnie niezwykle smuci, bo chciałam polubić tę powieść. Jest dobrze napisana, nie czuć, że to debiut – ale nie zdobyła niestety mojego serca. Zabrakło akcji, emocji, rozwinięcia bohaterów, pokazania ich w taki sposób, że kibicowałabym im i przejmowała się ich losami, przez co historia ostatecznie mnie nie zaangażowała. Niemniej nie skreślam tej dylogii – przeczytam drugi tom. Być może autorka rozwinie tam w końcu potencjał drzemiący w opowieści o Lucarnie i odstawi na bok politykę, a skupi się bardziej na innych elementach tego świata.


Zapraszam do recenzji innego debiutu fantasy Cesarstwo Cienia Malwiny Kubiczek, a także do wywiadu z autorką.

Fabuła, kreacja świata
4
Bohaterowie
3
Styl
8
Akcja
3
Okładka
10
Czytaj więcej recenzji
Może cię zainteresować

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

PIONEK CZY KRÓL? Lucarno la Castellano to młody arystokrata pochodzący z wpływowego rodu żyjącego w Marakidzie. W przeciwieństwie do krewnych chce trzymać się z dala od walki o władzę. Chłopak zostaje jednak wbrew swojej woli wciągnięty w grę polityczną przez dawnego kochanka, imperatora Cesara di...„Porcelanowy książę” – recenzja debiutu Niki Hoffmann

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.