Sophie wychowuje się w wiejskiej posiadłości hrabiego Richarda Gunningwortha. Ma świetną guwernantkę i eleganckie stroje, a służba dba, by niczego jej nie brakowało. Jedyne, czego nie dostaje, to uwagi ze strony swojego ojca – bo Sophie jest bękartem. Choć jej oficjalny status to „wychowanica”, nikt, kto zobaczy ich razem, nie uwierzy, że nie łączą ich więzy krwi.
Pewnego dnia Sophie dowiaduje się, że wkrótce do posiadłości przyjedzie hrabia ze świeżo poślubioną żoną i jej dwiema córkami. Dziewczynka nie posiada się z radości, że wreszcie będzie miała siostry. Macocha szybko jednak sprowadza ją na ziemię i wyraźnie zaznacza granicę między „panienkami” a bękartem. Sophie musi znać swoje miejsce. Wkrótce dochodzi jednak do tragedii – ginie hrabia Richard – a wtedy los sieroty gwałtownie się pogarsza. Co prawda nie traci dachu nad głową, ale musi pracować za trzy…

Brzmi znajomo, a Julia Quinn dopiero się rozkręca!
Gdy lady Bridgerton organizuje maskaradę, macocha i jej córki szykują się na bal. Oczywiście w przygotowaniach pomaga nasz biedny Kopciuszek. Sama także chętnie wzięłaby udział w wydarzeniu, jednak pozostają jej tylko marzenia. Aż do chwili, w której ochmistrzyni wraz z pokojówkami zabierają się do pracy. Sophie zostaje wyszorowana i ubrana w suknię po babce. Lokaj zawozi ją na bal. Musi pamiętać tylko o jednym – koniecznie powinna być w domu przed północą!
Na balu Sophie poznaje swojego księcia – Benedicta Bridgertona. Dla obojga jest to miłość od pierwszego wejrzenia, jednak będzie musiało upłynąć trochę czasu, zanim zdadzą sobie z tego sprawę i się odnajdą. Jednak czy miłość zatriumfuje, gdy okaże się, że Sophie jest tylko biedną służącą?

Propozycja dżentelmena – przewrotny tytuł dla baśni
Choć Benedict wielokrotnie składa Sophie różne propozycje, zwykle z gatunku tych nie do odrzucenia, to tytuł książki nawiązuje akurat do tej, której dziewczyna nie mogła przyjąć. Sophie, choć całym sercem kocha pana Bridgertona, za nic w świecie nikogo nie skazałaby na los podobny do tego, który spotkał ją samą. Można tu mówić więc o pewnej przewrotności, bo dżentelmen nigdy nie powinien proponować kobiecie, by została jego kochanką i narażała na szwank swoją reputację – nawet jeśli jest tylko służącą.
A czego jeszcze możecie się spodziewać poza klasycznym szczęśliwym zakończeniem? Jak to zwykle u Julii Quinn: mnóstwa spotkań towarzyskich, barwnych postaci i skrzących humorem dialogów. Gdy bohaterowie zaczynają się przekomarzać, niejednokrotnie ciężko zachować powagę. To świetna lektura, która pozwoli oderwać się od codzienności, a nowe wydanie od Zysk i s-ka nacieszy oko pięknymi okładkami i barwionymi brzegami.
Przeczytaj także: Mój książę Julii Quinn w całkiem nowej odsłonie! [RECENZJA] i Ktoś mnie pokochał Julii Quinn [RECENZJA]