Twórcy kultowej serii Szybcy i wściekli aż cztery lata trzymali fanów w niepewności. Konsekwentnie nie zdradzali dalszych losów uwielbianych bohaterów. I chociaż od 7. części, w której trakcie kręcenia zdarzyła się tragedia z udziałem Paula Walkera, nic już nie miało być takie samo, to jednak film Szybcy i wściekli 9 (reż. Justin Lin) spełnia oczekiwania widzów. Nadszedł koniec sielanki – czas chwycić za kierownicę.
Otworzyli kina, więc pierwsze, co zrobiłam, to przejrzałam premiery. Patrzę – Szybcy i wściekli 9. Oczywiście nie mogłam przegapić. Tym bardziej że, całkowicie przypadkowo, byłam w trakcie oglądania całej serii. Po tej sytuacji śmiało mogę stwierdzić, że przeznaczenie istnieje.
O czym jest seria Szybcy i wściekli?
Cykl, zawierający dziewięć głównych części, dwa filmy krótkometrażowe, spin-off i powiązane produkcje, opowiada o rodzinie, emocjach, przywiązaniu i miłości. No dobrze, nie tylko. Dużo miejsca zajmują wyścigi samochodowe, niebezpieczne akcje, ratowanie świata oraz wybuchy.
Zgrana ekipa złożona z przyjaciół, którzy są dla siebie jak rodzina, jest gotowa sprostać każdemu zadaniu. Dominic Toretto oraz Brian o’Conner, najlepsi przyjaciele, są w stanie poświęcić karierę, wolność oraz zaryzykować życie, aby chronić siebie nawzajem i poczuć dreszcz adrenaliny. Nie ukrywajmy – uwielbiają to. Dlatego właśnie w najnowszej części – Szybcy i wściekli 9 (F9: The Fast Saga) – kończą z sielankowym życiem. Perspektywa patrzenia na rozwój wydarzeń z boku nie jest tak kusząca jak ratowanie świata z szybkiego auta. Co więcej, bohaterowie udowadniają, że auta nie muszą poruszać się po asfalcie. W końcu… kto nie chciałby polecieć samochodem do kosmosu?!
Wszystko już było. Co więc czyni tę sagę wyjątkową?
Żyjąc w czasach ciągłego postępu technicznego, możemy odczuć, że wszystko już było. Dość trudnym zadaniem jest ukazanie w filmie wykorzystanych już wcześniej sytuacji w taki sposób, aby ponownie zainteresowały widza i zapadły w pamięć.
Seria Szybcy i wściekli ma w sobie coś ujmującego. Postacie, m.in. Dominic, Lettie, Mia, Roman, Han, Tej, nawet świeżak Ramsey, wydają się bardzo autentyczne. Wyczuwalna jest więź między aktorami – nie tylko jako bohaterami fikcyjnymi, ale też prawdziwymi ludźmi, którzy się za nimi kryją. Oglądając każdą część, można dostrzec rodzinny klimat, swobodne rozmowy i niesamowite przywiązanie, które w wielu sytuacjach wzrusza. Ten emocjonalny aspekt sprawia, że seria wyróżnia się wśród sobie podobnych. Widz staje się częścią szybkiej i wściekłej rodziny, współodczuwając z nią emocje każdego rodzaju.
Wszystko ma swoje granice. Czy twórcy filmu przypadkiem nie posunęli się za daleko?
Kto oglądał, ten wie, że dotychczasowe części skupiały się głównie na wyścigach, aczkolwiek coraz bardziej dążyły w stronę absurdalnego ratowania świata przez grupę superbohaterów. Co ciekawe, zabawna rozmowa Romana, Teja i Ramseya odnosi się do tego wątku. Ta nierozłączna trójka „komików” dyskutuje na temat swojego farta i podejrzeń działania nieśmiertelnych mocy, które mają ich w opiece. Czy to nie brzmi jak bajka? Czekajcie, to nie koniec – w tej bajce są też kosmiczne samochody i mężczyźni w kosmosie przebrani za Minionki.
W każdym razie cała fabuła skupia się wokół domniemanej śmierci Pana Nikt, który zostawia swoim starym znajomym (ułaskawionym przestępcom, swoją drogą) zaszyfrowaną wiadomość, w której przekazuje informacje na temat tajemniczej broni o ogromnym potencjale. Całość ociera się o niezłą fikcję naukową. Poza tym dowiadujemy się o istnieniu brata Dominica, który w F9 staje po przeciwnej stronie niż znany nam Toretto. Ciekawy punktem całej historii są retrospekcje ukazujące historię trudnych stosunków rodzeństwa. Łezka staje w oku, kiedy widzimy młodego Doma, który już od dziecka dbał o swoich bliskich, jak tylko potrafił. I stara się robić to w dalszym ciągu, co wcale nie okazuje się takie proste, kiedy pojawia się Jacob (John Cena).
W nowych Szybkich i wściekłych 9 pełno jest absurdów. Odniosłam wrażenie, że reżyser i scenarzyści mieli to na celu, zwłaszcza gdy słuchałam głupstw Romana i oglądałam komiczne sytuacje, w których uczestniczył głównie on. Nie troskałam się o jego życie, bo jak sam stwierdził – już przyzwyczaili nas do swoich nadnaturalnych mocy i nieludzkich czynów. Nikt nie uszedłby cało, nikt nie wróciłby z kosmosu – ale im się udało.
Oglądać czy nie oglądać?
Oglądać, i to koniecznie! Kiedy zobaczyło się jedną część, nie można na tym zaprzestać. I mimo że kolejne filmy zawierają w sobie wydarzenia coraz bardziej niemożliwe, są po prostu świetnie nakręcone i warte oglądania. Emocje są prawdziwe, a trwałe relacje między bohaterami jak najbardziej zachęcają do oglądania. Co więcej, moim zdaniem one są głównym wątkiem każdej części. Nie wyścigi, nie ratowanie świata, lecz właśnie wielka rodzina szybkich i wściekłych, której, mam wrażenie, i ja stałam się członkiem.
Co z Brianem o’Connerem? Czy żyje?
Bardzo trudno było przyzwyczaić się do nieobecności Paula Walkera w kolejnych częściach. Najbardziej lubiana postać odeszła. Z filmów po prostu zniknął, lecz nikt nie odważył się go uśmiercić. Jego postać jest w pewien sposób wciąż obecna, ale jedynie we wspomnieniach. Z mojego punktu widzenia, jest to bardzo wzruszające i widzę w tym ogromny szacunek oddany Walkerowi. W końcu – w tej rodzinie nikt naprawdę nie ginie, o czym przekonaliśmy się i w tej części. Niemal widzimy go, gdy dołącza do rodzinnego obiadu wieńczącego przygody całej ekipy.
Czy ktoś już widział Szybcy i wściekli 9 i ma inne odczucia? Czy najnowsza część serii była konieczna, czy może wyprodukowana, by wypełnić pustkę odczuwaną przez fanów? Jedna rada, jeżeli zamierzacie wybrać się do kina czy oglądać online – bądźcie cierpliwi i nie wyłączajcie za szybko. Na końcu czai się niespodzianka. W końcu część 10. i 11. muszą mieć punkt zaczepienia, czyż nie?
A skoro mowa o premierach – czy widzieliście już nowe plakaty z filmu Diuna?