„SZANGHAJ NUCI MELODIĘ ZEPSUCIA”
Akcja These Violent Delights rozgrywa się w Szanghaju na początku XX wieku. Od pokoleń trwa wojna między Szkarłatnym Gangiem a Białymi Kwiatami. Juliette Cai, córka bossa Szkarłatnych, wraca do rodzinnego miasta, które opuściła tuż po tym, jak została zdradzona przez ukochanego, Romę Montagova, następcę szefa konkurencyjnej grupy. Oboje nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego. Sytuacja się zmienia, kiedy po ulicach Szanghaju zaczyna grasować tajemnicze monstrum, a mieszkańcy umierają w dziwnych okolicznościach. Juliette oraz Roma muszą zjednoczyć siły, aby powstrzymać zarazę trawiącą miasto, nim wszyscy zginą.
GANGSTERSKA WERSJA ROMEA I JULII
These Violent Delights to moje pierwsze spotkanie z retellingiem Romea i Julii. I to niezwykle udane, czego się nie spodziewałam, gdyż nie jestem fanką Szekspira. Może właśnie dlatego, że powieść Gong znacznie się różni od oryginału, przez co odnosiłam wrażenie, iż czytam całkowicie oryginalną powieść, niezbudowaną na podstawie innej. W życiu nie wpadłabym na pomysł, by osadzić tę historię w Szanghaju, nad którym władzę sprawują konkurencyjne gangi. Dzięki tak radykalnej zmianie względem oryginału These Violent Delights wyróżnia się wśród innych retellingów i na długo zapada w pamięć, nawet po przeczytaniu wyłącznie samego opisu.
CZY TO JESZCZE RETELLING, CZY JUŻ WŁASNA HISTORIA?
Nie pamiętam, bym kiedykolwiek czytała retelling tak różniący się od oryginału. Podobieństw trudno się dopatrzeć. Raczej jestem zwolenniczką zachowywania najważniejszych elementów pierwowzoru, jednak tu te odważne zmiany wyszły na plus. Gong od Szekspira zaczerpnęła jedynie tytuł, imiona bohaterów (lekko zmodyfikowane przez ich wschodnie pochodzenie) oraz dwa nienawidzące się rody. Inne motywy zostały zmienione i pojawiły się nowe. Akcja toczy się daleko od Włoch, na innym kontynencie. Bohaterowie z charakteru nie przypominają pierwowzorów, wydają się bardziej dopracowani, poza tym niezbyt za sobą przepadają (przynajmniej na początku). Fabuła w głównej mierze nie koncentruje się na nieszczęśliwej miłości, lecz na ciekawej intrydze. Większy nacisk położony jest na rywalizację przeciwnych stron o jak największe wpływy w mieście. Książka zawiera również wątki fantastyczne – monstrum wynurzające się z rzeki i tajemniczą chorobę, pod wpływem której ludzie rozrywają sobie gardła.
NIE TAKA IDEALNA…
Ta książka ma jeden minus, a mianowicie na początku trudno w nią wsiąknąć. Mimo świetnego, klimatycznego prologu trzy razy podchodziłam do These Violent Delights, nim wciągnęłam się w tę historię. Gong skupia się na przedstawieniu świata i bohaterów oraz stworzeniu podwalin do intrygi. Tempo przyspiesza dużo później, dopiero gdy śledztwo Romy oraz Juliette wkracza w dalszy etap. Jeżeli ktoś ma mało cierpliwości i woli historie od początku naszpikowane akcją, to może się rozczarować i szybko porzucić These Violent Delights. Radziłbym jednak przetrwać ten początek, bo naprawdę warto.
…I NIE TAKA OCZYWISTA
Nie domyśliłam się tożsamości potwora ani nie wpadłam na rozwiązanie zagadki, kto stał za wywołaniem choroby. Po zastanowieniu doszłam jednak do wniosku, że to nie ten wątek mnie najbardziej zaskoczył. Oczywiście związany z nim zwrot akcji był świetny, lecz większe emocje wywołały we mnie scena w szpitalu – decyzja Juliette i prawda o pewnym wydarzeniu – oraz ostatnie zdanie książki. Ile tam się zadziało! W pewnym momencie pomyślałam nawet, że nie będzie materiału do kontynuacji i These Violent Delights może być jednotomówką. Ale nie, Gong pozostawiła czytelników w niepewności i rozpaliła nadzieje na równie udaną kontynuację.
DZIEWCZYNA Z PISTOLETEM
Zwykle główne bohaterki irytują mnie swoją naiwnością i nie spodziewałam się, że Juliette jakoś szczególnie mnie zaskoczy i zdobędzie moją sympatię. A jednak! Nienawidzę tego tekstu, ale tutaj z przyjemnością go użyję – Juliette nie jest taka jak inne. To postać, która wchodzi do klubu pełnego mężczyzn i wzbudza tak duży respekt, że momentalnie cichną wszystkie rozmowy. Jest pewna siebie, zdeterminowana, by dostać to, czego pragnie, a przy tym nie denerwowała mnie. Choć momentami mogła wydawać się bez serca, nie bała się ratować innych, nawet jeśli miało ją to uczynić potworem w ludzkiej skórze (kto wie, do czego nawiązuję, ten wie). Zaczynając These Violent Delights, nie sądziłam, że tak pokocham żeńską postać, bo zwykle zależy mi bardziej na męskich postaciach.
GDZIE JESTEŚ, ROMEO?
No właśnie, a co z Romeo, to znaczy Romą? Plasuje się on niżej w moim rankingu postaci z These Violent Delights, głównie dlatego, że poświęcono mu mniej czasu. Jest on znacznie mniej zadziorny od Juliette, jednak w jego spokojnym nastawieniu tkwi jakiś urok. Dzięki temu przywiązałam się do niego na tyle, że przy rozdziale 37 łzy stanęły mi w oczach i bałam się przewrócić stronę. Myślę, że przez wzgląd na pewne wydarzenia Roma w drugim tomie w końcu pokaże pazury.
KOCHANKOWIE CZY WROGOWIE?
Skoro Romeo i Julia, to musiał być romans. Ten element Gong zachowała i poprowadziła fenomenalnie. Uwielbiam skomplikowaną relację Juliette oraz Romy. To doskonale wykreowany romans love-hate. Raz skaczą sobie do gardeł, raz chronią się nawzajem. Sprawy między nimi nie idą gładko. Autorka nie przyspieszyła sztucznie tej relacji, ba, scen romantycznych było tu jak na lekarstwo, co moim zdaniem wyróżnia dzieło Gong na tle innych młodzieżówek. To nie jest książka, w której dominuje romans, a inne wątki nikną w cieniu. Autorka skupia się na wykreowaniu świata oraz prowadzeniu intrygi, a jednocześnie nie zapomina o relacji głównych bohaterów i w stosownych momentach wysuwa ją na pierwszy plan.
Ciekawa jestem, jak rozwinie się ten wątek. Z jednej strony chciałabym, żeby zakończenie choć trochę zgadzało się z oryginałem — uśmiercenie głównych bohaterów byłoby odważnym, rzadko spotykanym ruchem. Z drugiej zaś pokochałam te postacie i chciałabym dla nich jak najlepiej. Ufam jednak Gong na tyle, że uznam za właściwe każde zakończenie, które wymyśliła dla Romy oraz Juliette.
NIE TYLKO ROMEO I JULIA
Co do pozostałych postaci, to najbardziej zaimponowała mi Kathleen – świetnie napisana drugoplanowa postać. Mogłaby równie dobrze być pierwszoplanową, bo dorównywała zadziornością swojej kuzynce. Jej perspektywa była równie ciekawa i przyjemna do czytania. Poza tym autorce należą się brawa za naturalnie poprowadzony wątek tranzycji.
Najmniej zaś polubiłam Benedikta oraz Marshalla. Miałam co do nich duże oczekiwania i nadzieje z pewnego względu (nie wyjawię, by nie spoilerować). Niestety ich wątki nie przypadły mi do gustu tak bardzo, jak się spodziewałam.
PODSUMOWANIE
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że These Violent Delights to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam. Początek może wydać się nudny i powolny, ale akcja z czasem się rozkręca i potem trudno odłożyć tę powieść. Przy ostatnich stu stronach nie mogłam się oderwać. Zakończenie pozostawiło mnie w niepewności. I to ostatnie zdanie… Tak się nie robi czytelnikom!
These Violent Delights spokojnie mogłoby być uznane za oryginalną historię tylko lekko inspirowaną dziełem Szekspira. Gong udowodniła, że pierwsza książka w dorobku pisarza może być dobra. Jestem pełna podziwu, ponieważ autorka ma tyle lat co ja. Zazdroszczę jej talentu i kreatywności. Z niecierpliwością czekam na polską premierę Our Violent Ends, by dowiedzieć się, co jeszcze czeka Romę oraz Julliette. Zastanawia mnie najbardziej, czy autorka napisze własne zakończenie, czy jednak podąży drogą Szekspira.