These Violent Delights to debiut Chloe Gong, nowozelandzkiej pisarki chińskiego pochodzenia. Już sam retelling Romea i Julii brzmi ciekawie, bo pisarze częściej sięgają po baśniowe historie. Ale retelling powieści Szekspira w stylu dalekowschodnim? Z gangami, pistoletami i potworem terroryzującym miasto? Pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła – szalony, zupełnie niezgodny z oryginałem pomysł, który nie ma prawa wypalić. A jednak się udał. I to w jakim stylu!

„SZANGHAJ NUCI MELODIĘ ZEPSUCIA”
Akcja These Violent Delights rozgrywa się w Szanghaju na początku XX wieku. Od pokoleń trwa wojna między Szkarłatnym Gangiem a Białymi Kwiatami. Juliette Cai, córka bossa Szkarłatnych, po kilku latach wraca do rodzinnego miasta, które opuściła tuż po tym, jak została zdradzona przez swoją pierwszą miłość, Romę Montagova, następcę bossa konkurencyjnej grupy. Oboje nie chcą mieć ze sobą nic wspólnego. Sytuacja zmienia się, kiedy po ulicach Szanghaju zaczyna grasować tajemnicze monstrum, a mieszkańcy umierają w dziwnych okolicznościach. Juliette oraz Roma muszą zjednoczyć siły, aby powstrzymać zarazę trawiącą miasto, nim wszyscy zginą.
GANGSTERSKA WERSJA ROMEA I JULII
To moje pierwsze spotkanie z retellingiem Romea i Julii. I to niezwykle udane, czego się nie spodziewałam, gdyż nie jestem fanką Szekspira. Może dlatego, że powieść Gong znacznie się różni od oryginału. W życiu nie wpadłabym, żeby osadzić tę historię w Szanghaju, nad którym władzę mają konkurencyjne gangi. Uważam, że wprowadzenie takich zmian było bardzo dobrą decyzją. These Violent Delights dzięki temu wyróżnia się wśród innych retellingów i na długo zapada w pamięć.
CZY TO JESZCZE RETELLING, CZY JUŻ WŁASNA HISTORIA?
Nie pamiętam, bym kiedykolwiek czytała retelling tak różniący się od oryginału. Podobieństw trudno się dopatrzeć. Zazwyczaj jestem zwolenniczka zachowywania najważniejszych elementów pierwowzoru, jednak tu te odważne zmiany wyszły na plus. Gong od Szekspira zaczerpnęła jedynie tytuł, imiona bohaterów (lekko zmodyfikowane przez ich pochodzenie) i dwa nienawidzące się rody. Inne motywy zostały zmienione. Akcja toczy się daleko od Włoch, na innym kontynencie. Bohaterowie z charakteru nie przypominają pierwowzorów, moim zdaniem wydają się bardziej dopracowani. Główna fabula nie skupia się na miłości, lecz przede wszystkim na ciekawej intrydze. Większy nacisk położono na rywalizację przeciwnych stron. Gong dodała również wątki fantastyczne – monstrum wynurzające się z rzeki i tajemniczą chorobę, pod wpływem której ludzie rozrywają sobie gardła.
Równie dobrze These Violent Delights mogłoby być uznane za własną, oryginalną historię Gong, lekko inspirowaną dziełem Szekspira. Niektórzy na takie zmiany materiału źródłowego mogą kręcić nosem. Ja zwykle jestem przeciwniczką dużego modyfikowania oryginału, tutaj jednak wszystkie zmiany mi się podobały. Zastanawia mnie, czy autorka napisze także własne zakończenie.
NIE TAKA IDEALNA…
Ta książka ma jeden minus, który oprócz mnie zauważyło wielu recenzentów, a mianowicie trudno ją zacząć i wczuć się w ten świat. Mimo świetnego, klimatycznego prologu podchodziłam do powieści aż dwa razy. Gong skupia się na przedstawieniu świata i bohaterów oraz stworzenia podwalin do intrygi. Tempo przyspiesza dużo później, dopiero gdy śledztwo Romy i Juliette wkracza w dalszy etap. Jeżeli ktoś ma mało cierpliwości i woli historie od początku naszpikowane akcją, to może się rozczarować i szybko porzucić These Violent Delights. Radziłbym jednak przetrwać trudny początek, bo naprawdę warto.
…I NIE TAKA OCZYWISTA
Przyznam, że nie domyśliłam się tożsamości potwora i tego, kto stał za wywołaniem choroby. Ale po zastanowieniu doszłam do wniosku, że to nie ten wątek mnie najbardziej zaskoczył. Oczywiście zwrot akcji w tym wątku był świetny, nie mogę zaprzeczyć, lecz większe emocje wywołała we mnie scena w szpitalu – decyzja Juliette i prawda o pewnym wydarzeniu – oraz ostatnie zdanie książki. Ile tam się zadziało! Myślałam w pewnym momencie, że nie będzie materiału do kontynuacji i These Violent Delights mogłoby być jednotomówką. Ale nie, Gong pozostawiła czytelników w niepewności i rozpaliła nadzieje na równie udaną kontynuację.
DZIEWCZYNA Z PISTOLETEM
Juliette to silna postać kobieca. Zwykle główne bohaterki irytują mnie swoją naiwnością, a tę pokochałam. Nienawidzę tego tekstu, ale tutaj z przyjemnością go użyję – Juliette nie jest taka jak inne. To postać, która wchodzi do klubu pełnego mężczyzn i wzbudza respekt tak wielki, że momentalnie cichną wszystkie rozmowy. Jest pewna siebie, zdeterminowana, by dostać to, czego pragnie, a przy tym nie denerwowała mnie. Choć momentami mogła wydawać się bez serca, nie bała się ratować innych, nawet jeśli miało ją to uczynić potworem w ludzkiej skórze (kto wie, ten wie). Zaczynając These Violent Delights, nie sądziłam, że tak pokocham żeńską postać, bo zwykle zależy mi bardziej na męskich postaciach.
GDZIE JESTEŚ, ROMEO?
No właśnie, a co z Romeo, to znaczy Romą? Plasuje się on niżej w moim rankingu postaci z These Violent Delights, głównie dlatego, że poświęcono mu mniej czasu. Jest on znacznie mniej zadziorny od Juliette, jednak w jego spokojnym nastawieniu tkwi jakiś urok. Dzięki temu przywiązałam się do niego na tyle, że przy rozdziale 37 łzy stanęły mi w oczach i bałam się przewrócić stronę. Myślę, że przez wzgląd na pewne wydarzenia Roma w drugim tomie w końcu pokaże pazury.
KOCHANKOWIE CZY WROGOWIE?
Skoro Romeo i Julia, to musiał być romans. Ten element Gong zachowała i poprowadziła fenomenalnie. Uwielbiam skomplikowaną relację Juliette i Romy. To doskonale wykreowany romans love-hate. Raz skaczą sobie do gardeł, raz chronią się nawzajem. Sprawy między nimi nie idą gładko. Autorka nie przyspieszyła sztucznie tej relacji, ba, prawie w ogóle nie było tu scen romantycznych, co moim zdaniem wyróżnia dzieło Gong na tle innych młodzieżówek. To nie jest książka, w której dominuje romans, a inne wątki nikną w cieniu. Autorka skupia się na wykreowaniu świata oraz prowadzeniu intrygi, a jednocześnie nie zapomina o relacji głównych bohaterów i w stosownych momentach wysuwa ją na pierwszy plan.
Ciekawa jestem, jak rozwinie się ten wątek. Z jednej strony chciałabym, żeby zakończenie choć trochę zgadzało się z oryginałem — uśmiercenie głównych bohaterów byłoby odważnym, rzadko spotykanym ruchem. Z drugiej zaś pokochałam te postacie i chciałabym dla nich jak najlepiej. Ufam jednak Gong na tyle, że uznam za właściwe każde zakończenie, które wymyśliła dla Romy i Juliette.
NIE TYLKO ROMEO I JULIA
Co do pozostałych postaci, to najbardziej zaimponowała mi Kathleen – świetnie napisana drugoplanowa postać. Mogłaby równie dobrze być pierwszoplanową, bo dorównywała zadziornością swojej kuzynce. Jej perspektywa była równie ciekawa i przyjemna do czytania. Poza tym autorce należą się brawa za naturalnie poprowadzony wątek transpłciowości.
Najmniej zaś polubiłam Benedikta i Marshalla. Miałam co do nich duże oczekiwania i nadzieje z pewnego względu (nie wyjawię, by nie spoilerować). Niestety ich wątki nie przypadły mi do gustu ich tak bardzo, jak się spodziewałam.
PODSUMOWANIE
These Violent Delights to najlepsza książka, jaką przeczytałam w tym roku. Początek może wydać się nudny i powolny, ale akcja z czasem się rozkręca i potem trudno odłożyć tę powieść. Przy ostatnich stu stronach nie mogłam się oderwać. Zakończenie pozostawiło mnie w niepewności. I to ostatnie zdanie… Tak się nie robi czytelnikom! Gong udowodniła, że pierwsza książka w dorobku pisarza może być dobra. Jestem pełna podziwu, ponieważ autorka ma tyle samo lat co ja. Zazdroszczę jej talentu i kreatywności. Z niecierpliwością czekam na polską premierę Our Violent Ends, by dowiedzieć się, co jeszcze czeka Romę oraz Julliette.