Witajcie w naszej bajce
Wielkie Księstwo Groteski to zbiór felietonów śląskiego pisarza, Szczepana Twardocha. Stworzył je w przeciągu 4 lat. Rzecz jasna, wiem to wszystko tylko dzięki nocie redakcyjnej. Tak naprawdę, to przed lekturą nie wiedziałem do końca, z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Z jednym z tekstów, Dlaczego nie piszę po Śląsku?, miałem do czynienia już wcześniej na Onecie. Nie znaczy to jednak, że byłem gotowy na to starcie. Po prawdzie całkiem przyjemne, aczkolwiek nadal starcie. Szczepan Twardoch znany jest ze swojej nieprzewidywalności oraz bezkompromisowej szczerości. Nic więc dziwnego, że odnalazł się również w formie felietonowej. Podobnie jak w przypadku Masłowskiej, wybrany przez epika gatunek zdaje się dopełniać jego dotychczasowy dorobek. Nie jest łatwo pisywać felietony. Trzeba do tego pewnego rodzaju zgryźliwości oraz oporu. A Twardoch definitywnie tymi zasobami dysponuje.
Pszypadek? Nie sondze
Felietony zawarte w tym tomie poukładane są chronologicznie, chociaż da się zauważyć, że układem rządzi też inna logika. Teksty dość płynnie przechodzą jeden w drugi, ciągle kontynuując wcześniej podjęte tematy. A tych w Wielkiem Księstwie Groteski jest od groma. Szczepan Twardoch pochyla się nad wieloma palącymi kwestiami, takimi jak Polska (i jej wewnętrzny bałagan), Śląsk (i jego zewnętrzno-wewnętrzny bałagan), różnorakie mniejszości (i ich domniemany bałagan). Zdawać by się mogło, że są to motywy niejako przewidywalne. Jakkolwiek pisarz deklaruje, że forma felietonowa pozwala mu ująć problemy nieco bardziej personalne, te są rzadkością.
Oczywiście w tym momencie nie chodzi mi o to, by oskarżyć Wielkie Księstwo Groteski o banalność. Wręcz przeciwnie – są to jedne z najbardziej błyskotliwych felietonów, jakie było mi dane przeczytać. Chciałbym jedynie zaznaczyć, że osoby zaznajomione co nieco z twórczością Twardocha nie byłyby zaskoczone tematyką przezeń obraną i tym, jakie opinie posiada. Sam Drach czy Chołod wystarczą, by pojąć sposób rozumowania artysty. Felietonowe wybryki Twardocha rozwijają motywy dla niego ważne. Uzupełnione są socjologicznymi analizami i interpretacjami. Zmuszają do myślenia. Bo pokazywana nam jest aktualna historia, a nie literacka konfabulacja.
Jeszcze nie zginęła…
Zapowiadana przez autora osobista wartość tekstów objawia się najlepiej w momentach, gdy pisze o rzeczach nam najbardziej znanych, rzeczach nieco komunalnych. To tu znajduje się serce tytułowego Wielkiego Księstwa Groteski. Szczepan Twardoch wychodzi z pozycji kogoś nieco z zewnątrz, kogoś nieuczestniczącego do końca w kontynuowaniu odwiecznego procesu mitologizacji pozycji Polski. Mogliby się znaleźć ludzie zarzucający w tym momencie narzekanie dla narzekania (istne l’art pour l’art), aczkolwiek byliby oni w błędzie. Felietony wykorzystują zhybrydyzowany status Ślązaka, aby pokazać wewnętrzne nieścisłości logiczne, którymi posługuje się wielu z nas. Ciężko byłoby to nazwać tylko nieproduktywną prowokacją napisaną jedynie w celach zarobkowych. Wielkie Księstwo Groteski napisane jest porządnie, aczkolwiek ciężko stwierdzić, jak wielką może mieć siłę rażenia.
Przyjście historii
Cechą felietonów jest to, że pisane są na bieżąco, pod wpływem emocji oraz aktualnych wydarzeń. Wybrzmiewa to zarówno w formie, jak i treści. Wielkie Księstwo Groteski wydano w 2021 roku i zdaje się, że (niestety) nie traci na wartości. Niestety, bo pokazuje to tylko, jak w gruncie rzeczy niewielkie kroki poczyniliśmy w kierunku zmiany naszego modelu rozumowania. Szczepan Twardoch demaskuje słabości polskości, ale co to nam daje? Ostatnie wybory pokazały, jak łatwo Polakom o dostęp do Wielkiego Księstwa Groteski. Nie chodzi mi (oraz autorowi książki) o wyniki głosowania, lecz o całą otoczkę z nimi związaną. Założycielskie mity binarnego systemu myślenia naszego państwa wzrastają w siłę. Ciężko tu o zdrowy rozsądek i chwilę relaksu. Bo gdzie by się tu wybrać na wakacje? Gdzie spędzić zaplanowane kanikuły? WKG atakuje nas nieustannie i nic z tym nie robimy.