ZUMRA POWRACA
Las Arz, przerażająca puszcza powoli zagarniająca tereny Arawiyi, upadł dzięki zumrze. Jednak to dopiero początek walki tej grupy o wolny świat. Po powrocie z Sharr na łowczynię, zabójcę, generała i wojowniczkę czekają kolejne zadania. Bohaterowie muszą umieścić serca Starszych Sióstr w minaretach każdego kalifatu, by przywrócić magię w królestwie, zdetronizować sułtana kontrolowanego przez Nocnego Lwa, a następnie pokonać jego samego. Czas przecieka im przez palce – serca bowiem umierają, a wróg zbiera sojuszników i rośnie w siłę. Ostateczne starcie o wolność oraz przywrócenie harmonii nieuchronnie się zbliża. Czy wybawcy gwiazd wyjdą z niego cało?
ORYGINALNA HISTORIA CZY POWTÓRKA Z ROZRYWKI?
Po samym opisie fabuła może wydawać się schematyczna. Bo w ilu już książkach bohaterowie próbowali przywrócić magię i pokonać tego „potężnego złego”? To dość popularne motywy, zwłaszcza często pojawiają się w fantastyce młodzieżowej. Pomysł na las Arz również nie był w pełni autorski – puszcza z dylogii przypomina tajemniczy, złowrogi Bór z Wybranej Naomi Novik. Jednak moim zdaniem Faizal świetnie poradziła sobie z tymi schematami. Przedstawiła je w niebanalny sposób, dzięki czemu nie czułam powtarzalności. Podobał mi się koncept Starszych Sióstr i ich serc potrzebnych do przywrócenia magii. Świetnym elementem był także Dżałarat. Ciekawie wypadła relacja Zafiry z „żywą” książką o morderczych zamiarach. Przyczepiłabym się jedynie do pokazania magii. Faizal podaje kilka nazw ludzi obdarzonych mocami. Sam Nasir również dysponuje pewną ciekawą umiejętnością. Ten pomysł miał duży potencjał, niestety autorka nie wykorzystała go w pełni. Magia gra istotną rolę w dylogii, lecz pojawia się niemal wyłącznie w kontekście walki o przywrócenie jej. Chętnie zobaczyłabym jej więcej w praktyce, a było ku temu kilka okazji.
PRZEPRAWA PRZEZ PUSTYNIĘ
Wybawcy gwiazd, podobnie jak Łowcy płomieni, mieli klimatyczny, wciągający początek, ale w połowie lektura zaczęła się dłużyć. Myślałam, że Faizal nie popełni takich błędów jak przy debiucie. Niestety powtórzyła niemal wszystkie. Tempo akcji w pewnym momencie zwalnia, by potem nagle przyspieszyć. Niektóre wątki nie wymagały takiego rozwleczenia, innym natomiast poświęcono zdecydowanie za mało czasu, przez co wydawały się za szybko rozegrane. Ucierpiał zwłaszcza wątek uzdrowicielki Ayi, której motywacje zostały przedstawione w bardzo nieprzekonujący sposób. Ten zwrot akcji nie wypadł wiarygodnie.
Pod koniec znów udało się Faizal w pełni przyciągnąć moją uwagę. Byłam ciekawa zakończenia, ale jednak nie spełniło moich oczekiwań, bo autorka ostatecznie niczym nie zaskoczyła. W pamięć zapadło mi bardziej rozwiązanie pierwszego tomu – mam wrażenie, że tam zadziało się o wiele więcej i bardziej zaskoczył mnie przebieg akcji. Ostatnie strony Wybawców gwiazd raczej szybko wypadną mi z głowy.
PIASKI ARAWIYI
Uwielbiam świat wykreowany przez Faizal. Fascynuje mnie pustynny klimat oraz inspiracje arabską kulturą. Cieszę się, że w tej części akcja ruszyła poza Las Arz, dzięki czemu autorka pokazała znacznie więcej królestwa. Barwne opisy pozwoliły mi wyobrazić sobie każdy element Arawiyi, stworzyć w głowie barwny obraz Krainy Sułtana. Doceniam, że dylogia Faizal nie jest kolejnym fantasy osadzonym w świecie stylizowanym na średniowiecze.
KWIECIŚCIE O PUSTYNI
Faizal posługuje się pięknym, kwiecistym językiem. Z jednej strony jest to zaleta, bo te poetyckie opisy są cechą rozpoznawczą jej warsztatu. Z drugiej jednak posługiwanie się takim stylem wydłużało akcję, gdyż pisarka skupiała się na niepotrzebnych szczegółach. Książka Wybawcy gwiazd mogłaby być o dwieście stron krótsza bez szkody dla fabuły, a z korzyścią dla tempa. Przez ten styl również niektóre dialogi wypadły nienaturalnie. Zafira zadawała komuś proste pytanie, na które dałoby się odpowiedzieć „tak” lub „nie”, a dostawała odpowiedź brzmiącą jak przemowa generała przed bitwą. Najgorzej brzmiało to w ustach Kifah, po której nie spodziewałabym się poetyckiego języka, oraz siostry Zafiry, gdyż wypowiadała się tak samo jak starsi od niej bohaterowie.
NIE TYLKO ZUMRA
Główni bohaterowie – Zafira i Nasir – wypadli świetnie osobno, ale gdy tylko ich drogi się splatały, to stawali się zupełnie innymi osobami, skupionymi wyłącznie na łączącym ich uczuciu. Pokazywali zdecydowanie więcej charakteru, kiedy działali samodzielnie lub z innymi bohaterami. Natomiast wśród drugoplanowych bohaterów wyróżnienie zasługuje Lana. Większość czytelników zapewne wskazałaby Altaira jako najlepiej wykreowanego bohatera. Zgodzę się, że ma on ciekawą osobowość, aczkolwiek to właśnie dialogi z udziałem Lany wiele razy wywołały uśmiech na mojej twarzy. Cieszę się, że młodsza siostra Zafiry dostała w tym tomie większą rolę i czytelnicy mogli ją lepiej poznać. Dostrzegam w niej potencjał. Chętnie sięgnęłabym po nowelkę opowiadającą o jej losach – dziejących się albo w trakcie któregoś z tomów, albo po zakończeniu Wybawców gwiazd.
I PO CO TEN ROMANS?
Relację romantyczną Nasira i Zafiry uważam za największy minus Łowców płomienia. Uczucie między nimi pojawiło się nagle, oparte zostało głównie na niezrozumiałym dla mnie przyciąganiu oraz napięciu. Bohaterowie niczego o sobie nie wiedzieli, mieli co najwyżej powody, by nienawidzić się nawzajem, a nie pożądać. W dodatku wokół nich działo się zbyt wiele, by mogli odpowiednio rozwinąć swoją relację. Poza tym miłość kolidowała z ich ambicjami i celami. Pałanie uczuciem do ledwo poznanej osoby nie pasowało mi zwłaszcza do Nasira, który miał być niewzruszonym, bezwzględnym zabójcą, nieznającym litości.
Gdyby ten wątek został poprowadzony inaczej, a romans powoli rozwijał się na przestrzeni dylogii, to z pewnością kibicowałabym bohaterom. Tymczasem musiałam uwierzyć autorce, że łowczyni i książę darzą się dozgonną miłością, zamiast zobaczyć to w toku akcji. Przewracałam oczami, gdy czytałam o ich pocałunkach czy składanych deklaracjach. Jak mogli sobie tak ufać po zaledwie kilku tygodniach znajomości? Jak Zafira mogła uważać Nasira za najważniejszą osobę w jej życiu, praktycznie go nie znając?
Liczyłam, że wątek romantyczny ulegnie poprawie. Niestety, wręcz się pogorszył, dlatego według mnie to najsłabszy punkt całej dylogii. Jeżeli kogoś irytowały ich romantyczne interakcje, to uprzedzam, że Wybawcy gwiazd zawierają ich jeszcze więcej. Książki Faizal mogą wiele stracić w oczach czytelników, którzy nie lubią insta love i płytkich relacji. Zamiast umieszczać przesadzone zapewnienia o wielkiej miłości, przydługie rozmyślania łowczyni o urodzie Nazira i jego umięśnionej sylwetce, autorka mogła poświęcić czas innym, znacznie ciekawszym kwestiom związanym z piękną, lecz ogarniętą mrokiem Arawiyą.
RAJ DLA OKŁADKOWYCH SROK
Do tej dylogii przyciągnęły mnie przede wszystkim piękne okładki autorstwa Simona Pradesa. Wyglądają jak dzieła sztuki, dlatego chętnie powiesiłabym je w ramce na ścianie. Pobudzają wyobraźnię i doskonale zgrywają się z treścią książki, dzięki czemu bez czytania opisu czytelnik jest w stanie odgadnąć, co znajdzie na kartach powieści. Gdyby ktoś poprosił mnie o ułożenie rankingu najładniejszych okładek, umieściłabym te z dylogii Faizal na wysokim miejscu. Moim faworytem jest oprawa pierwszego tomu – przede wszystkim dlatego, że uwielbiam niebieski kolor – ale okładka kontynuacji nie pozostaje daleko w tyle. Cieszę się, że wydawnictwo pozostawiło oryginalną szatę graficzną.
Również w środku czeka miły dla oka akcent – piękna, szczegółowa mapa, do której często wracałam. Nie tylko po to, by coś sprawdzić, lecz także po to, by pozachwycać się dziełem Virginii Allyn. Rysowniczce, podobne jak autorowi okładek, należą się wielkie brawa. Uwielbiam mapy tworzone z dbałością o detale.
PODSUMOWANIE
Wybawcy gwiazd to całkiem niezłe zakończenie dylogii. Nie idealne i nie tak dobre, jak można by oczekiwać, gdyż błędy z pierwszego tomu zostały powtórzone. Niemniej przyjemnie czytało mi się kolejne dzieło Faizal. W momentach wartkiej akcji nie mogłam oderwać się od lektury. Podwyższam ocenę za oryginalność związaną z osadzeniem akcji w świecie inspirowanym arabskimi mitami, a także za ciekawe poprowadzenie wątku przywrócenia magii. Na pewno sięgnę po następną, już zapowiedzianą na jesień powieść tej autorki. Nie mogę się również doczekać serialowej adaptacji dylogii, bo scenografia może zwalić z nóg.
Jeżeli szukacie ciekawej fantastyki, zajrzyjcie do recenzji Klątwiarzy Holly Black.