Ostatnio nabrałam ochoty na przeczytanie lekkiej i delikatnej książki. Gdy do moich rąk wpadło You Got me wiedziałam, że to dobry wybór. Powieść o nastolatkach, którzy się w sobie zakochują to coś, czego w tamtym momencie potrzebowałam.
You got me to historia o osiemnastoletnim Elliocie, który ma już dość, że jego najlepsi przyjaciele chcą go z kimś zeswatać. W trosce o jego życie uczuciowe próbują umawiać go na randki z coraz to nowszymi kandydatami. Kiedy aranżowane spotkania stają się już irytujące i męczące, chłopak na odczepne rzuca, że już się z kimś spotyka. Problem jednak polega na tym, że w jego życiu nie ma nikogo, kogo mógłby nazwać swoim chłopakiem. Tak zdesperowany decyduje się na kompletnie szalony ruch – proponuje świeżo poznanemu Nicholasowi, by udawał jego chłopaka. Ale ku jego zdziwieniu, ten się zgadza i od tej pory występuje z Elliotem oficjalnie jako para. Nieoficjalnie też się świetnie dogaduj, chociaż początkowo ich relacje nie wykraczają poza czysto przyjacielskie. Do czasu…
Czasami najbardziej zwraiowane plany okazują się najlepsze.
Doradca związków
Osobny akapit, który bym chciała tutaj poświęcić, polega na ważnej roli Elliota – głównego bohatera – który od samego początku książki wykazuje tendencję bycia psychologiem jego paczki. To on rozwiązuje problemy i przysięgam, że miałam wrażenie, że nic nie kręci się wokół niego, a wokół osób, którymi się otaczał. To on pomagał ze wszystkim, dawał rady i niekiedy wciskał nos w nie swoje sprawy. Nie wiem, może poniekąd to sprawiło, że zdobyłam to niego niechęć. Nie mogłam przekonać się do jego osoby aż do końca. Całe szczęście takie zachowanie szybko minęło, ale dziwne poczucie, że go nie lubię, nie zniknęło.
Fake dating
You got me to pierwsza historia z motywem „fake dating”, którą przeczytałam. I mogę śmiało przyznać, że ta powieść przekonała mnie, aby sięgać po podobne tytuły. Autorka postarała się, aby wszystko miało ręce i nogi. Pokazała prawdziwe uczucia, która rozkwitały między bohaterami. Chociaż niekiedy było mi trudno domyślić się, czy któraś z postaci wykonuje daną czynność na prawdę, czy tylko pod publikę, aby pokazać swój „związek” w jak najlepszym wydaniu. Ale to z pewnością Nicholas i, nieco mniej, Elliot byli dobrymi aktorami. Albo… Po prostu robili to, co chcieli, pod pretekstem udawania? Kto wie.
Nicholas i Elliot
Chociaż fabuła sama w sobie mi się podobała, uważam, że bohaterom czegoś zabrakło. Elliot od początku sprawił, że go nie lubiłam. Właściwie tylko on wywołał we mnie większe emocje – te negatywne. Chociaż czułam rozwijającą się między postaciami relację, ich uczucia, w Nicholasie mi czegoś zabrakło. Był jakby… Jednowymiarowy. Nie miał w sobie czegoś „wow”, czegoś, co by go wyróżniało. Podobnie sytuacja miała się z ich przyjaciółmi, których mieli sporo, że łatwo było się w nich pogubić. Każdy zachowywał się niemal tak samo. Przeżywali swoje małe kryzysy, o których nic nie wiedzieliśmy, a poza tym, ekscytowali się związkiem Elliota i Nicholasa. I nic poza tym. Nie mieli żadnych cech charakterystycznych, jakby każdy był jednakowy i stworzony przez fabrykę produkującą dziesiątki tych samych lalek Barbie dziennie.
Chociaż akcja zostaje przedstawiona z perspektywy Elliota, brakuje mi o nim czegoś więcej. Autorka pokazuje wiele wątków, ale ich nie kończy. Jak np. powrót ojca, z którym bohater nie chce mieć nic do czynienia. Ciągłe powtarzanie, że postać lubi Bowiego i pali papierosy (co w sumie nie było za bardzo pokazane) nie sprawi, że poznamy bohatera. Wiele rzeczy zostało powiedzianych wprost, ale nijak miały się do tego, jak Elliot, czy jakakolwiek inna postać, zostały przedstawione. To nie oddawało realistyczności historii.
Podsumowanie
You Got me nie jest historią, którą czytałam z uwielbieniem, nie chcąc jej końca. Właściwie było odwrotnie – w pewnym momencie chciałam już ją zamknąć, nawet nie czytając końca. Z początku odrzuciły mnie infantylne, przesłodzone opisy, które nie współgrały mi z historią. Chociaż książka sama w sobie zachęciła mnie do czytania innych powieści z podobnym wątkiem, po tę nie sięgnęłabym jeszcze raz i nie poleciłabym jej najlepszej przyjaciółce.
Przeczytaj także recenzję Króla Popiołów!