Diuna – ekranizacja powieści science-fiction Franka Herberta całkiem niedawno zawitała do kin, a ja żałuję, że nie obejrzałam jej wcześniej. Niepowtarzalny klimat, świetna obsada i trzymające w napięciu wydarzenia. To film, który trzeba obejrzeć!
Diuna oryginalnie została opublikowana w 1965 roku jako seria Kronika Diuny. Autorem powieści science-fiction jest Frank Herbert, który w swoim dziele połączył elementy polityki, ekologii i mistycyzmu. Książki zdobyły taki rozgłos, że finalnie stały się inspiracją do stworzenia filmu. Po raz pierwszy Diuna została zekranizowana w 1984 roku przez Davida Lyncha (Miasteczko Twin Peaks), a w 2021 roku tego zadania podjął się Denis Villeneuve (Nowy początek). Czy sprostał wyzwaniu?
FABUŁA
Akcja toczy się w bardzo odległej przyszłości. Pustynna planeta Arrakis, zwana inaczej Diuną, zostaje przekazana w ręce rodu Atrydów przez Imperatora Shaddama IV. Na Arrakis przybywa książę Leto Atryda (Oscar Isaac), lady Jessika (Rebecca Ferguson) oraz ich syn – Paul (Timothée Chalamet). Nikczemny ród Harkonnenów, z Baronem (Stellan Skarsgård) na czele, nie zamierza jednak tak łatwo oddać planety swoim wrogom. Zapowiedź krwawej wojny wisi w powietrzu. Kto zwycięży i będzie władać Diuną?
Przeczytaj również: Diuna – nowe plakaty do filmu oraz światowa data premiery
DIUNA ZASKAKUJE?
Szczerze mówiąc, nie przepadam za gatunkiem science-fiction, szczególnie kiedy dzieło wypełnione jest stworami niewiadomego pochodzenia. Miałam duże wątpliwości co do Diuny – obawiałam się, że nie przypadnie mi do gustu, a może nawet zanudzi. Jednak po obejrzeniu tego filmu muszę przyznać, że było to niesamowite przeżycie.
Zacznę najpierw od całej kreacji świata i ukazania postaci. Dobrych efektów wizualnych i dźwiękowych nie brakowało. Urozmaiciły one cały film i nadały mu autentyczności, przez co, o dziwo, nic nie wyglądało sztucznie, a tego najbardziej się obawiałam. Jednak pustynny klimat i wysoko zaawansowana technologia przyszłości zostały ukazane w taki sposób, że niemal czułam, jakbym sama brała udział w wydarzeniach. Natomiast kreacje rodu Harkonnenów dosłownie wbiły mnie w ziemię. Postacie były odpychające, wręcz obrzydliwe, co mogło wzbudzić w widzu odrazę. Można uznać to za wadę, ale jak dla mnie aktorzy idealnie oddali wizerunek książkowych pierwowzorów, a to jest już zaletą.
I na koniec kilka słów o czerwiach – ogromnych i przerażających stworach pustynnych. Wszystkie sceny z nimi napawały mnie zarówno ogromnym niepokojem, jak i podziwem dla twórców, gdyż wyglądały bardzo autentycznie.
Przeczytaj również: „Diuna” zaprezentowana na Festiwalu Filmowym w Wenecji – są pierwsze opinie
WSPANIALI AKTORZY
Jeśli o mnie chodzi, byłam ciekawa gry aktorskiej mojego ulubieńca – Timothéego Chalameta. Jak zwykle mnie nie zawiódł i odegrał rolę Paula na najwyższym poziomie. Szczególnie podobała mi się scena testowania jego wytrzymałości, w której pokazał tak wiele emocji.
Kolejną postacią, która została przedstawiona rzetelnie i realistycznie, była Lady Jessika. Rebecca Ferguson w tej roli wprost mnie zachwyciła, gdyż ukazała miłość matki do syna, odwagę i siłę. Świetnie oglądało się ją w akcji, ponieważ nie była jedynie elementem pobocznym w całej historii, ale walczyła zawzięcie tak jak mężczyźni.
KONIEC I CO DALEJ?
Oglądanie filmu skończyłam, będąc w wielkim szoku. Ogarnęła mnie złość, że cała ta pustynna przygoda dobiegła końca, a jednocześnie byłam zafascynowana tym, co czeka mnie w kolejnej części Diuny. Naprawdę nie mogę się już doczekać, by ponownie zobaczyć ulubionych bohaterów na dużym ekranie. A stanie się to już 20 października 2023 roku!
PODSUMOWANIE
Nie sądziłam, że Diuna tak mnie zszokuje. Produkcja pod każdym względem okazała się być na naprawdę wysokim poziomie. Wszystko było obłędne, a obraz, który został zaprezentowany – idealnie wykonany. Myślę, że jest to świetna ekranizacja, oddająca piękno i drapieżność odległego świata.
Chcesz obejrzeć inny film z Timothée Chalametem w roli głównej? Polecam Ci zobaczyć Mojego Pięknego Syna!