Strona głównaLiteratura„A jak to się wyda” – recenzja książki Sophie Gonzales i Cale'a...

„A jak to się wyda” – recenzja książki Sophie Gonzales i Cale’a Dietricha

A jak to się wyda, czyli jedna z wrześniowych premier wydawnictwa You&YA, przykuło moją uwagę okładką zapowiadającą reprezentację LGBT+ oraz nazwiskiem autorki książki Perfect on paper. Dlatego też – mimo że blurb powieści brzmiał jak opis typowego fanfika z Wattpada o One Direction (a ja nie jestem fanką ani tej platformy, ani tego zespołu) – postanowiłam dać jej szansę. I nie żałuję.

CENA SŁAWY

W A jak to się wyda przedstawiona zostaje historia popularnego amerykańskiego boysbandu Saturday, w skład którego wchodzi czterech osiemnastolatków: Zach, Angel, Ruben oraz Jon. Po zakończonej sukcesem trasie po Stanach Zjednoczonych ruszają na podbój Europy. Ich życie mogłoby się wydawać godne pozazdroszczenia – w końcu w tak młodym wieku zrobili karierę i stali się sławni. Bycie znanym ma jednak swoją cenę. Najdotkliwiej przekonuje się o tym Ruben. Nastolatek od dawna pragnie ogłosić światu, że jest gejem, ale nie może dokonać coming outu. Mogłoby to bowiem, zdaniem wytwórni, negatywnie wpłynąć na wizerunek grupy – zakochane w muzykach fanki odwróciłyby się od nich, a to obniżyłoby zyski ze sprzedaży płyt czy biletów. Chłopak musi zatem udawać heteroseksualnego.

Sytuacja zaczyna się jeszcze bardziej komplikować, gdy relacja Rubena i Zacha przestaje być wyłącznie przyjacielska. Nastolatkowie stają przed trudną decyzją – czy ryzykować wszystko, co osiągnęli, i powiedzieć prawdę, czy wykonywać polecenia wytwórni i pozostać na szczycie, ale żyć w kłamstwie.

MIŁE ZASKOCZENIE

Przez Wattpada historie o nastoletnich zespołach nie kojarzą mi się z dobrze napisanymi dziełami. Dlatego do A jak to się wyda podeszłam z lekkimi obawami. Lekkimi, bo nazwisko Gonzales dawało mi nadzieję, że nie będzie tak źle. Faktycznie nie było, miło się zaskoczyłam lekturą tej powieści, choć dostrzegam w niej słabe strony i nie uznaję jej za wybitne dzieło. Ale jeżeli ktoś nie chce po nią sięgać z obawy przed tym, że dostanie coś w stylu opowiadania o One Direction, to zapewniam, że A jak to się wyda ma z tym niewiele wspólnego. Nie jest to też przerobiony fanfik, tak jak np. The Love Hypothesis, lecz wymyślona historia. Gonzales i Dietrichowi wyszła niezła młodzieżówka, taka na raz, podczas czytania której nie zgrzytałam zębami ze złości ani nie miałam ciarek żenady.

PO TO PRZYSZŁAM I SIĘ ROZCZAROWAŁAM

Najbardziej byłam ciekawa przedstawienia romansu Rubena i Zacha, w końcu głównie dla tego wątku zdecydowałam się przeczytać A jak to się wyda. Niestety ten aspekt powieści mnie rozczarował. Relacja między chłopcami rozwinęła się za szybko. Myślałam, że dłużej zajmie im wyznanie sobie uczuć, odkrywanie własnego „ja” przez Zacha, a potem ukrywanie związku, tymczasem rozegrało się to bardzo szybko. Może moje niezadowolenie wynika również z faktu, że niezbyt polubiłam te postacie, nie wzbudzały we mnie większych uczuć. Jak na głównych bohaterów, byli, moim zdaniem mało charakterystyczni.

ANGEL SKRADŁ SHOW

Co do pozostałej dwójki bohaterów z Saturday… Jonowi także zabrakło charakteru. Głównie pełnił rolę syna bogatego i znanego producenta, niewiele więcej się o nim dowiedziałam. Autorzy nie dali okazji do poznania go bliżej. Szkoda potencjału jego wątku, bo wydawał się ciekawy.

Największą moją sympatię ze wszystkich bohaterów zdobył ekstrawertyczny Angel. Choć nie był jednym z narratorów (a szkoda, bo w pełni na to zasłużył), ciągle się pojawiał i akcja często skupiała się na nim. Momentami kradł show głównym postaciom. To jeden z tych bohaterów, który jest gadatliwy, zabawny i uwielbia imprezować, ale tak naprawdę pod tą maską wyluzowanego chłopca skrywają się jakieś problemy, prawdziwe uczucia, co wychodzi na jaw dopiero po jakimś czasie. Myślę, że książka dużo by zyskała, gdyby Angel otrzymał swoją narrację. Ale cóż, i bez tego był gwiazdą A jak to się wyda.

CIEMNA STRONA SHOW-BIZNESU

Wiele osób prowadzących zwyczajne życie marzy o sławie i zazdrości swoim idolom. A jak to się wyda przedstawia niezbyt kolorowe realia życia popularnych muzyków. Sądzicie, że bycie w trasie jest fajne, bo można zwiedzić cały świat? Otóż nie do końca tak to wygląda. Bohaterowie zwykle nie mają czasu na poznawanie uroków odwiedzanych miejsc, gdyż muszą skupiać się na próbach do koncertów, aby wypaść perfekcyjnie. Poza tym wyjście poza hotel wiąże się z ogromnym ryzykiem natknięcia się na fanki i paparazzich czekających na najmniejsze potknięcie.

Członkowie Saturday często nie mogą robić tego, co chcą, i muszą wykonywać każde polecenie wytwórni, bo sprzeciw wiąże się z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Dlatego Ruben ukrywał swoją orientację, a później związek z Zachem. Menadżer, by ostudzić ich gniew, daje im złudną nadzieję na zmianę sytuacji – mają zatrzymać w sekrecie informację o swojej relacji do czasu wyjazdu do Rosji, bo w związku z obowiązującymi w tym kraju prawami koncert mógłby zostać odwołany w ostatniej chwili, gdyby w mediach pojawiła się wiadomość o ich coming oucie. Po tym wydarzeniu mieliby się ujawnić, ale bohaterowie wiedzieli, że potem wytwórnia znalazłaby inną wymówkę. Życie gwiazd nie jest zatem usłane różami.

MUZYCY TEŻ LUDZIE

Dużym plusem A jak to się wyda jest to, że chociaż jej bohaterami są sławni muzycy, którzy głównie próbują uwolnić się spod wpływu wytwórni, to zajmują ich także sprawy typowe dla zwykłych ludzi. Mówię tu choćby o odkrywaniu orientacji psychoseksualnej, drodze do zaakceptowania własnego „ja”, uczuciu do swojego najlepszego przyjaciela. Innymi istotnymi kwestiami, które ukazuje powieść, są uzależnienie od narkotyków oraz alkoholu czy szantaż emocjonalny stosowany przez matkę jednego z nastolatków. Dzięki temu czytelnicy mogą utożsamić się z bohaterami, mimo że ci prowadzą zupełnie inny tryb życia.

ZARAZ, CZYJA TO PERSPEKTYWA?

Jedną ze słabych stron tej książki jest zastosowanie narracji pierwszoosobowej. Gonzales odpowiada za rozdziały Rubena, Dietrich – Zacha, jednak nie czułam żadnej różnicy w stylu autorów. Często łapałam się na tym, że zapominałam, czyj rozdział czytam, zwłaszcza gdy wracałam do lektury po przerwie. O wiele lepiej by wyszło, gdyby pisarze zastosowali narrację trzecioosobową. Myślę, że wtedy te postacie bardziej by się wyróżniały, a może wówczas znalazłoby się też miejsce na perspektywy pozostałych chłopaków z grupy. Zdaję sobie sprawę, że głównym zamierzeniem było opisanie relacji Zacha oraz Rubena i wynikających z tego komplikacji, ale trochę szkoda, że mamy czteroosobowy zespół, a wnikamy w myśli tylko Zacha i Rubena, jakby Jon i Angel byli mniej ważni, choć przecież też mieli swoje, równie ważne problemy.

PODSUMOWANIE

A jak to się wyda nie jest powieścią, która zostanie ze mną na dłużej, ale całkiem dobrze się bawiłam podczas czytania jej. To idealna propozycja na wieczór, jeśli szukacie czegoś lekkiego po ciężkim dniu albo macie zastój czytelniczy. Do sięgnięcia po nią szczególnie zachęcam wszystkich fanów historii o boysbandach.


Interesują Cię inne książki młodzieżowe z reprezentacją LGBT+? Jeśli tak, zapraszam do recenzji Autoboyography Christiny Lauren.

Fabuła
7
Bohaterowie
6
Akcja
6
Styl
6
Okładka
8
Czytaj więcej recenzji
Może cię zainteresować

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

A jak to się wyda, czyli jedna z wrześniowych premier wydawnictwa You&YA, przykuło moją uwagę okładką zapowiadającą reprezentację LGBT+ oraz nazwiskiem autorki książki Perfect on paper. Dlatego też – mimo że blurb powieści brzmiał jak opis typowego fanfika z Wattpada o One Direction (a...„A jak to się wyda” – recenzja książki Sophie Gonzales i Cale'a Dietricha

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.