Podwórko
Gdyby dało się jakoś jednym słowem scharakteryzować Atlas: Doppelganger, sądzę, że byłaby to „narośl”. Bowiem debiut literacki Dominiki Słowik wyrasta z wielu różnych tradycji oraz konceptów. Wspomniana polska rzeczywistość okresu PRL-u i transformacji ustrojowej jest jedną z nich. Już pierwsze strony dają nam do zrozumienia, że w pewien sposób powieść próbuje nosić znamiona autobiograficzne. Choć wymienione już realia polityczne tamtych czasów mają pewne znaczenie, nie grają one jednak głównej roli. Niczym zabawki w piaskownicy są wręcz natychmiastowo porzucane. Nie jest to bezcelowe, gdyż autorka stara się stworzyć coś na miarę realizmu magicznego. Tak więc nasza rzeczywistość jawiłaby się tylko jako foremka, która pozwala na stworzenie czegoś wyjątkowego. Jako iberystka, pisarka na pewno zaczytywała się Márquezem. Jako Polka natomiast, na pewno kojarzy twórczość Olgi Tokarczuk. Na tej powierzchownej znajomości jednak chyba się kończy, gdyż misja uromantycznienia polskiego blokowiska ponosi klęskę.
Domofon
Kanwą powieści są historie dziadka Anki, która jest przyjaciółką narratorki. Obie dziewczyny sporą część swojego dzieciństwa spędzają wmagicznym świecie, który kreuje staruszek. Emerytowany górnik snuje irracjonalne wręcz opowieści, pozbawione jakiejkolwiek logiki czy sensu. Choć brak tego pierwszego jest normalny w opisywanym gatunku, to brak drugiego już niezwykle szkodzi ogólnemu doświadczeniu. Opowieści z zagranicznych podróży dziadka jest od groma, a każda z nich jest przedziwna, niebywała oraz niemalże kreskówkowa. Problem w tym, że niewiele one wnoszą do ogólnej narracji, która, nie ukrywajmy, jest szczątkowa. Opowieści raczej jawią się jako plac zabaw autorki, chcącej pokazać w Atlasie: Doppelganger jak daleko może popuścić wodze fantazji. Można w tym momencie zacytować klasyka – „ani to mądre, ani zabawne” – gdyż zabieg ten nie skutkuje niczym innym niż chwilą konsternacji i skonfundowania. Anegdotki starszego pana nie składają się na żadną większą całość i tak naprawdę łatwo wypadają z głowy.
Winda
W podobny sposób jak w Samosiejkach, pisarka zdaje się łatwo porzucać pewne myśli, które z wielką pewnością zdążyła już wtłoczyć w głowę czytelnika. Tytułowego doppelgangera można ze świecą szukać. Tak samo wspomniany na pierwszych kartach pies, który ma ponoć „nawiedzać” bohaterów nieustannie – nie odważa się więcej pojawić w polu widzenia. W podobny sposób po macoszemu traktuje się „życie na blokowisku”. Ten niezwykle ważny element, który Dominika Słowik stara się w atrakcyjny sposób przedstawić odbiorcom, po prostu zanika. Fragmenty, w których realia życia w takim miejscu się pojawią, są znikome. Zdaje się, że zdegradowane zostały jedynie do wulgarnego języka polskiego. Choć nie mam nic przeciwko takim formom w sztuce, nie mogę też zaprzeczyć, że tu brzmią nienaturalnie. Tak jakby autorka próbowała naśladować Masłowską, lecz tylko powierzchownie, nie imitując głębi jej specyficznego idiolektu. A przecież konwencja realizmu magicznego oraz kolokwialna polszczyzna to narzędzia, dzięki którym można by stworzyć fantastyczną narrację!
Klatka schodowa
Kartkując Atlas: Doppelganger można dojść do wniosku, że tytułowym stworem jest sama powieść. Nieudolnie pożycza style znane już polskim odbiorcom. Jest to jednak tylko akt podobny założeniu maski, gdyż poza powierzchowną atrakcyjnością nie znaczy wiele. Czerpie nie tylko ze stylów, ale i z tradycji. Próbuje opisać „śląskie” [sic!] blokowisko, ale niewiele w nim ze śląskości. Odebrać je można jako polskie (choć i tak mało ma jakichkolwiek znaczących cech). Nie da się ukryć, że próba opisu czegoś obcego, wypada niezwykle nieautentycznie i sztucznie. Jaworzno, z którego pochodzi autorka, nigdy nie było częścią tej samej kultury (co zaznaczają badacze). Dzisiejszy arbitralny podział Polski sprawił, że miasto przynależy do województwa śląskiego. Nie znaczy to jednak, że w jakikolwiek sposób jest spokrewnione kulturowo. Być może ta przepaść spowodowała, że obraz słowikowskiego Śląska utkany jest ze stereotypów, uproszczonych wyobrażeń na dany temat. O ile sam koncept powieści mógłby być dobry, to braki w tworzeniu sensownej narracji biorą górę. Jest to książka być może i ładna, ale nie posiadająca odpowiednio zadowalającej głębi.