Strona głównaFilmOd incydentu do katastrofy? - recenzja serialu "Awantura"

Od incydentu do katastrofy? – recenzja serialu „Awantura”

Od kilku tygodni na platformie Netflix możemy oglądać serial "Awantura" w reżyserii Lee Sung Jina. Ta dziesięcioodcinkowa opowieść przenosi nas w świat dwójki na pozór zupełnie różnych od siebie ludzi, których połączyła wzajemna nienawiść i chęć zemsty.

Wszystko zaczyna się od przypadkowego incydentu

Jeden z najnowszych seriali Netflixa przenosi nas na przedmieścia Los Angeles, gdzie na parkingu przed hipermarketem dochodzi do drogowego incydentu z udziałem dwójki nieznajomych: Danny’ego i Amy. To dwójka imigrantów, których na pozór dzieli wszystko: status materialny, wartości, życie zawodowe i osobiste. Wkrótce jednak okazuje się, że aż tak bardzo się od siebie nie różnią. A napięcia między nimi coraz bardziej narastają.

Danny pochodzi z Korei Płd., Amy ma chińskie korzenie. Jeśli dodamy do tego japońskie pochodzenie męża bohaterki, a także część ról drugoplanowych, tworzy się nam swoisty azjatycki tygiel (w kontrapunkcie do euroamerykańskiego). Ale to tylko dodatkowy smaczek serialu.

Wiwisekcja dwójki bohaterów

Przyjrzyjmy się bliżej dwójce głównych bohaterów Awantury. Danny to życiowy nieudacznik. Ma jednoosobową firmę remontową, dzięki której ledwie jest w stanie się utrzymać. Mieszka z młodszym bratem, z którym trudno jest mu się dogadać. Rodzice, po tym jak stracili hostel, musieli wracać do Korei. Od tego czasu celem Danny’ego jest sprowadzenie ich z powrotem do Los Angeles.

Z kolei Amy to, wydawać by się mogło, kobieta sukcesu. Ma wspierającego męża, córeczkę, z której jest dumna, nowy, urządzony przez siebie dom, wreszcie dobrze prosperującą firmę, którą zamierza sprzedać i do końca swoich dni cieszyć się życiem.

Jednak feralny incydent na parkingu sprawia, że musimy głębiej przyjrzeć się obojgu. Okazuje się, że główni bohaterowie Awantury nie są wcale tak od siebie różni. Zapalczywość, z jaką oboje wyrządzają sobie kolejne krzywdy, może robić wrażenie. Właściwie to są na siebie skazani. Nawet kiedy wydawałoby się, że któreś (albo oboje) chce odpuścić, ich losy tak się splatają, że konflikt nieustannie narasta, przy okazji odsłaniając to, kim naprawdę są.

Przede wszystkim upada wizerunek Amy, która – jak się okazuje – próbuje przykryć swoje osobiste problemy rodziną i pracą. Jej wizerunek na zewnątrz tak bardzo odbiega od tego, kim jest naprawdę, że nawarstwiające się problemy nie mogą doprowadzić do niczego dobrego. Ale również Danny okazuje się być znacznie bardziej pogubiony i zagmatwany w trudne sytuacje z przeszłości. A to, że trudno jest mu odpuścić, ma też oczywiście swoje konsekwencje.

Reżyser Doliny krzemowej znów daje do myślenia

Awantura to mistrzowsko zrealizowane połączenie dramatu, komedii, a nawet thrillera czy filmu akcji. To kolejne dzieło wyprodukowane w kultowym już studio A24, odpowiedzialne choćby za oscarowe Wszystko wszędzie naraz. Mamy tu przede wszystkim kunsztowną, przemyślaną reżyserię, a także obfitujący w niespodzianki, nieszablonowy scenariusz. Zresztą pochodzący z Korei Lee Sung Jin dał się już poznać jako twórca świetnie ocenianych seriali Dave i Dolina Krzemowa.

Nie sposób nie wspomnieć także o znakomitych kreacjach. Aktorski popis daje tu przede wszystkim dwójka pierwszoplanowych aktorów. Wcielający się w rolę Danny’ego, Steven Yeun, to znane nazwisko dla fanów kina (mogliśmy go ostatnio oglądać choćby w serialu The Walking Dead). Wraz z Ali Wong stworzyli duet, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Do tego świetne drugoplanowe kreacje Josepha Lee (mąż Amy) czy Davida Choe, wcielającego się w postać ekscentrycznego kuzyna Danny’ego.

Awantura to serial specyficzny. Akcja, pozornie jednoliniowa, wędruje co i rusz w coraz to bardziej zaskakujących kierunkach. Dość powiedzieć, że już w jednym z pierwszych odcinków przenosimy się do Las Vegas, a potem… jest jeszcze ciekawiej. Przy tym serial wymaga od nas pełnego zaangażowania, aby nie przegapić żadnego istotnego szczegółu.

Równolegle do tytułowej „awantury” mamy tu liczne przemyślenia egzystencjalne. Reżyser wdaje się w rozważania na temat ludzkiej kondycji, konsekwencji naszych wyborów, wpływu na życie swoje i innych. To już z pewnością wystarczające powody, żeby zasiąść do seansu. A jest ich znacznie więcej.


Kino jest Twoją pasją? Sprawdź naszą recenzję filmowej adaptacji powieści Daisy Jones & The Six.

Piotr Slyszynski
Piotr Slyszynski
Copywriter, korektor, fan muzyki, planszówek i języka polskiego :)
Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.