Flipies na Marsie to energiczna książka, pełna uroczego humoru, autorstwa Katarzyny Cholewy, wydana w 2021 roku przez wydawnictwo Novae Res. Choć skierowana głównie do młodszych czytelników, myślę, że zadowoliłaby wielu dorosłych, ponieważ niesie za sobą ponadczasowy przekaz, a może nawet ciche ostrzeżenie. Opowiada o przyjaźni, szacunku do życia i ciekawości, a to wszystko pisarka zamknęła w barwnym i zwariowanym świecie Marso-ludzi.
KOMU W DROGĘ, TEMU BUTY ODRZUTOWE
Gdzieś w odległej przyszłości na nie tak odległej planecie znajduje się piękne miasto Krakens. Panuje w nim spokój, harmonia i wysoka kultura, a każdy dzień niewiele się różni od poprzedniego. Wielu może by pomyślało, że jest tam wręcz nudno. Do takich osobników należy trzeciomarsoklasista – Miki Wolnicki. Wraz z przyjaciółmi, Maksem i Tymkiem, spędzają marsodni w marsoszkole, a w wolnych marsochwilach grają w chmuro-kosza. Trochę za dużo marsowania? Cóż, czytając tę książkę, trzeba przywyknąć do wielu przedrostków tego typu, dziwacznych nazw, powiedzonek i wymyślnych urządzeń. I choć uważam, że to dość uciążliwe, a dla młodszych czytelników może stanowić element rozpraszający, jest to na swój sposób urokliwe. Literatura dziecięca ma ten przywilej korzystania z udziwnionej fonetyki czy słowotwórstwa bazującego na kreowanym uniwersum, a surowa logika jest naginana. Tu jednak był lekki przesyt, który potrafił skutecznie wybić mnie z rytmu. Gdy jednak przyzwyczaiłam się i „rozeznałam w terenie”, zaczęłam skupiać się na fabule i świecie przedstawionym, który prezentuje się całkiem nieźle.
Czytaj także: 5 antyklerykalnych filmów, które powinieneś obejrzeć!
ZDERZENIE POKOLENIOWE NA SKALĘ GALAKTYCZNĄ
Dom Wolnickich, czyli rodzice, siedmioro dzieci, plus robot – pomoc domowa. Wesoła, różnorodna gromadka pełna miłości oraz wzajemnego zrozumienia. Pewnego dnia z niespodziewaną wizytą z Ziemi przylatują dziadek Pafka i jego wnuczka Asia, którzy nie do końca potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Mężczyzna jest staroświeckim tradycjonalistą, a dziewczynka tęskni za domem. Oboje muszą przywyknąć do marsjańskich zwyczajów, co nie jest łatwe. W przeciwieństwie do Marsa na Ziemi nie ma latających pojazdów, zautomatyzowanych sprzętów domowych, a przede wszystkim zwierzęcych mutacji genetycznych.
Jedynym ziemskim przybyszem, który nie miał absolutnie żadnego problemu z nowym domem, jest tytułowy Filipies. Uroczy psiak, który pokochał ze wzajemnością swojego nowego pana, wniósł do fabuły powiew rozczulającej niewinności i energię.
KUTY NA CZTERY ŁAPY
Początkowo miałam wrażenie, że książka będzie opowiadać o przesłodzonej, lekko zwariowanej przyjaźni człowieka z czworonogiem. Oczywiście jest to pouczający aspekt powieści, jednak za murem oklepanego schematu w futurystycznej wersji pojawia się wiele innych wartości, jakie można wynieść z lektury. Gdy Miki, Filipies i reszta przyjaciół wpadają na trop zaginionego prezydenta, mur pozorów zaczyna się walić. W sielankowym świecie chłopca, gdzie jego jedynym zmartwieniem są lekcje z wrednym profesorem-jaszczurem, zaczyna się intryga polityczna na skalę galaktyczną.
Choć trzeba na ten zwrot akcji trochę poczekać, ponieważ książka jest dość długa, warto uzbroić się w cierpliwość. Oryginalni, zwariowani bohaterowie umilą nam ten czas oczekiwania i przybliżą wszystkie zwyczaje Marsjan. Żywiołowa narracja oraz dialogi pokażą zwyczajne życie niezwyczajnych mieszkańców pozostałych planet. A gdy poznamy już wszystkie tajemnice czerwonej planety, zostaniemy wciągnięci w pędzącą akcję pełną sekretów i szpiegowskich przygód. Niestety momentami czułam się przytłoczona słowotokiem. Myślę, że gdyby książka została nieco uszczuplona, czytałoby się ją znacznie łatwiej. Nie zapomnijmy, że to literatura przeznaczona dla starszych dzieci, które mogą być znużone długim akapitem niewnoszącym wiele do fabuły. Podobnie było z kilkoma dialogami, jednak to pojedyncze przypadki. Całość była naprawdę wciągająca.
Czytaj także: Netflix podpisuje umowę z Sony
GDYBY ELON MUSK SKOLONIZOWAŁ MARSA…
Warto nadmienić, że Ziemia, jako kolebka wielu cywilizacji w galaktyce, jest bardzo tradycyjna. Znacznie różni się od Marsa, pod względem nie tylko technologii, ale również podejścia do życia.
Ponieważ Mars jest planetą ekstremalnie tolerancyjną i poprawną politycznie (w dobrym znaczeniu), dla jego mieszkańców codziennością są tzw. mutacje zwierzęce. Do ich wykonania ma prawo każdy, kto ukończył szesnaście lat. Dzięki temu Marsjanie mogą oddać hołd swoim zwierzęcym przyjaciołom, otrzymując ich wybrane cechy wyglądu lub umiejętności. Ziemianie mają mniej liberalne podejście do życia, co stanowi ciekawe przedstawienie problemów dzisiejszego świata.
Barwne i ciekawe opisy Marsa w połączeniu z idyllicznym podejściem jego mieszkańców dają obraz rzeczywistości będącej marzeniem każdego idealisty – bez wojen, nienawiści czy bestialstwa. Oczywiście zostało to przełożone na łatwiejszy, dziecięcy język, mimo to zachowuje swoje znaczenie. Między wierszami, wśród żartów i atmosfery przygody, autorka pokazuje, czym jest tolerancja i szacunek do życia, natury oraz drugiego człowieka. Możemy się nauczyć, jak w umyśle młodszego czytelnika zaszczepić dobroć i radość życia. I mimo lekkiego chaosu, niekiedy zbędnych, dłużących się scen czy wymyślnych stylizacji językowych, myślę, że całość wypada naprawdę dobrze.
BEZTROSKIE ŻYCIE PSA
Filipies jako tytułowa postać odgrywa tu niezwykle ważną rolę. Nie jest tylko towarzyszem Mikiego, lecz indywidualnym charakterem, który pokazuje, że czasem wystarczy być dobrym, by osiągnąć szczęście. Gdyby psy potrafiły mówić i myśleć jak ludzie, byłyby naiwnie szczere, tak jak dzieci, które nie muszą się zamartwiać problemami życia codziennego. Widzą świat tu i teraz, pełen pięknych i zachwycających rzeczy, ponieważ dziecięce oczy są wrażliwe na barwy, czułe na kształty. Postrzegają wszystko zupełnie inaczej niż dorośli. Z zachwytem chłoną jak gąbka to, czego doświadczają. I nawet jeśli w książce Filipies na Marsie brutalna rzeczywistość została lekko ocenzurowana, w trakcie lektury można poczuć dziecięcą radość z odkrywania świata. I to jest coś, co warto nie tylko pokazać swojemu dziecku, ale również odnaleźć w sobie.
Więcej sci-fi? Przeczytaj recenzję Zodiaki. Genokracja.