Gra kłamstw to kolejna powieść kryminalna, która pojawiła się na polskim rynku wydawniczym. Ruth Ware ponownie tworzy świat pełen napięcia i intryg, gdzie każdy drobny szczegół może okazać się kluczem do rozwiązania zagadki. No właśnie, zagadki, która jakimś cudem zanika, i której rozwiązanie staje się oczywiste już na początku…
FABUŁA
Po prawie 20 latach Isa, dostaje smsa o treści „Potrzebuję cię” od swojej dawnej przyjaciółki Kate. Bez zastanowienia oznajmia partnerowi, że musi pilnie wyjechać. Zabiera swoją małą córeczkę – Freyę – i znika. Musi wrócić do Salten – miejsca pełnego wspomnień i to niekoniecznie dobrych…
Wydarzenia sprzed lat, o których Isa i jej przyjaciółki starały się zapomnieć, zaczynają wychodzić na jaw, stawiając ich beztroskie, dorosłe życie pod znakiem zapytania. „Gra”, która w młodości uchodziła za niewinną zabawę, staje się teraz dla nich największym przekleństwem.
Przeczytaj również: W ciemnym, mrocznym lesie totalnym niewypałem? – recenzja
W PAJĘCZEJ SIECI
Ruth Ware poprowadziła akcję książki powoli, budując w ten sposób nieznośne napięcie. Na początku wprowadza wiele spekulacji, domysłów i nie odkrywa przed czytelnikiem wszystkich kart. To sprawia, że z zaciekawieniem śledzi się losy głównej bohaterki, chcąc poznać wszystkie okoliczności następujących wydarzeń. Dla jednych będzie to wada, ponieważ wiele jest dygresji i retrospekcji, co wprowadza nieład. Dla innych będzie to jednak zaleta, gdyż mogą przeczytać o losach bohaterki z dwóch perspektyw – teraźniejszej i przeszłej – powoli dobijając do rozwiązania zagadki.
Niestety jest kilka takich momentów, a właściwie postaci, które sprawiają, że łatwo jest się domyśleć, co będzie dalej. Mimo że autorka starała się pleść pajęczynę kłamstw i niedomówień, bardziej spostrzegawczy czytelnicy będą w stanie zorientować się, jaka jest istota sprawy. A to zdecydowanie psuje całą zabawę z czytania.
Przeczytaj również: Jedno po drugim – jak wspólny projekt może zniszczyć czyjeś życie
COŚ PISZCZY W TRAWIE
Gra Kłamstw Ruth Ware, choć obiecuje atmosferę pełną napięcia i intrygę, pozostawiła mnie z uczuciem niedosytu. Historia opiera się na schematycznym pomyśle z tajemnicą z przeszłości, która po latach wybucha. Niestety, bohaterki – Isa, Kate, Fatima i Thea – nie wyróżniają się niczym szczególnym i momentami wydają się wręcz płaskie, przez co trudno poczuć z nimi więź. Ich problemy i motywacje zostają tylko powierzchownie przedstawione, co zalatuje tu zmarnowanym potencjałem na psychologiczną analizę postaci.
Autorka sprawiła, że chciałam czytać, ale jednocześnie opisy codzienności głównej bohaterki były dla mnie nudne i odpychające. Relacja Isy i Owena moim zdaniem nie została dogłębnie zbadana i wyjaśniona, co bardzo utrudniło mi zrozumienie poczynań kobiety. Jej sposób myślenia pod koniec książki wydał mi się nielogiczny i infantylny, co uważam za ogromną wadę, tym bardziej że Isa była przecież prawniczką (o czym autorka jakby w w pewnym momencie zapomniała).
Przeczytaj również: Kobieta z kabiny dziesiątej – ktoś, kogo nie było
LIŹNIĘCIE TEMATÓW
Głównym wątkiem Gry kłamstw jest wydarzenie z przeszłości, które spędza sen z powiek głównych bohaterek. Jednak poza tym autorka dotyka wielu innych tematów, takich jak zaburzenia odżywiania, religijność i wiara, dysfunkcje rodzinne czy macierzyństwo.
Na początku mi się to podobało, bo wydawało się, że książka wnikliwie podejdzie do złożoności emocji i problemów bohaterek, nadając fabule głębi i autentyczności. Niestety, każdy z tych tematów jest potraktowany bardzo powierzchownie. Autorka pozostawia wiele kwestii bez rozwinięcia i refleksji, przez co elementy te wypadają sztucznie, wręcz jak wstawki mające dodać dramatyzmu fabule. Pod koniec miałam wrażenie, że ta opowieść to jeden wielki wór zaczętych, ale nie dokończonych myśli autorki.
PODSUMOWANIE
Rozwiązanie Gry Kłamstw nie było dla mnie zadowalające. Mam wrażenie, że tylko ciekawość powstrzymywała mnie przed rzuceniem tej książki w kąt. Ruth Ware zmarnowała potencjał powieści i uciekła w łatwe i nieinteresujące poniekąd zakończenie. Tak jakby sama znudziła się podczas pisania, a musiała tę książkę dokończyć. I uważam to za wielką stratę, ponieważ po autorce Śmierci Pani Westaway spodziewałam się fajerwerków. W ostatecznym rozrachunku nie jest to zła książka, ale mogła być o wiele lepsza, gdyby ją trochę dopracowano.
Poza tym pojawiło się wiele literówek i brakujących myślników w tekście, co było denerwujące. Tę sprawę jednak pozostawiam do naprawy wydawnictwu.
Sprawdź nasze zestawienie – 5 filmów, które nie kończą się happy-endem!