Strona głównaPublicystykaFelietonyHorrorowy felieton #8 – „Odgłosy" („Suspiria") i ogólnie o włoskim horrorze

Horrorowy felieton #8 – „Odgłosy” („Suspiria”) i ogólnie o włoskim horrorze

Co powie młody Polak, gdy się go zapyta, z czym kojarzą mu się Włochy? Pierwszą odpowiedzią zapewne będzie „pizza” albo „spaghetti”. Wiele osób wymieni zabytki, ciepły, śródziemnomorski klimat, a w dalszej kolejności również renesans, sycylijską mafię i Mussoliniego. Mało kto jednak wspomni dziś o włoskim kinie, zwłaszcza o horrorach.

Nie ma co się oszukiwać. Włoska kinematografia Polakom nie kojarzy się z grozą, a co najwyżej z telewizyjnymi, kościółkowymi szmirami pokroju Bitwy pod Wiedniem (2012). Ten gniot swego czasu wywołał powszechny niesmak faktem częściowego sfinansowania przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. Nadwiślańskie pieniądze niestety nie pomogły reżyserowi Renzo Martinelliemu, który w polskich kinach narobił co najwyżej niemiłosiernego smrodu. Nie pomógł mu zresztą osadzony w głównej roli Marca d’Aviano zdobywca Oscara Fahrid Abraham, bo po prostu nie chciało mu grać. Dość już jednak o paździerzach. Przenieśmy się do lepszych dla włoskiego kina czasów.

L’assassino attacca!

W latach sześćdziesiątych narodził się ciekawy włoski gatunek filmowy zwany giallo. To eklektyczna mieszanina kryminału, thrillera oraz horroru. Głównym wątkiem w filmach opierających się na wypracowanym przez ten styl schemacie jest jakaś zagadka natury kryminalnej. Najczęściej to nieujawniona przed widzem tożsamość psychopatycznego mordercy, który powoli eliminuje kolejnych bohaterów. Giallo to gatunek krwawy, jednakże jego siła nie tkwi w gore, ale w bardzo ciężkiej, nierzadko hipnotyzującej atmosferze niepokoju. Właśnie tym różni się od swojego amerykańskiego spadkobiercy, czyli slashera. Filmowcom ze Stanów Zjednoczonych nigdy nie udało się odtworzyć w swoich dziełach takiego specyficznego, przyprawiającego o ciarki na plecach nastroju, który musiał ustąpić większej dawce przemocy oraz czarnemu humorowi.

Źródło: film „Sześć kobiet dla zabójcy”

Na jakie giallo można się dziś skusić wieczorową porą? Moim zdaniem obowiązkową pozycją jest Głęboka czerwień (1975) w reżyserii Dario Argento. Warto również zobaczyć nakręcony przez Mario Bavę Krwawy obóz (1971) – film, bez którego prawdopodobnie nigdy nie zobaczylibyśmy przygód Jasona Voorheesa. Ponadto tym, którzy już polubią ten gatunek, polecam jednego z jego pionierów, czyli Sześć kobiet dla zabójcy (1964) Bavy, a także Nie torturuj kaczuszki (1972) Lucio Fulciego.

Mondadori

Na zakończenie wątku giallo wypada wspomnieć, iż miało ono swoje początki w literaturze, co już zdradza sama nazwa. „Giallo” to po włosku „żółty”. Termin wziął się od koloru okładek, z którymi w latach trzydziestych wydawnictwo Mondadori wypuszczało na rynek angielskie i amerykańskie powieści kryminalne. Z czasem tego typu literatura została zakazana przez faszystów jako rzekomo demoralizująca. Powróciła jednak po wojnie, oferując czytelnikom już nie tylko tłumaczenia, lecz też szeroki wybór kryminałów, thrillerów i horrorów pióra rodzimych, choć tworzących często pod anglojęzycznymi pseudonimami autorów. Szerzej o historii oraz dorobku zarówno literackiego, jak i filmowego giallo pisał Oskar Dziki na swoim blogu Wild Weekly.

Źródło: Giallowkadrzeblogspot

Bellissimo!

Nakręcone przez Dario Argento Odgłosy (1977), chociaż są jednym z najbardziej znanych italo horrorów, nie mają z giallo wiele wspólnego. To klasyczna opowieść grozy z dominującym wątkiem paranormalnym. Nie jest to jednak sztampowy starszak, jakich swego czasu pełno było na rynku VHS, ale jeden z najbardziej artystycznie dopracowanych filmów w dziejach kinematografii.

Pozornie mamy do czynienia z dosyć prostą historią. Młoda tancerka Suzy Bannion (Jessica Harper) leci ze Stanów Zjednoczonych do Niemiec, żeby podjąć studia w szkole baletowej we Freiburgu. Niestety, tuż po przybyciu nie zostaje wpuszczona do placówki. Spotkawszy w drzwiach uczennicę, którą właśnie wydalono, postanawia spędzić noc w hotelu. Dopiero rankiem udaje jej się dostać do szkoły, gdzie wita ją dyrektorka Blanc (Joan Bennett), wywierając na dziewczynie dobre pierwsze wrażenie.

Źródło: film „Odgłosy”

Szkoła jawi się jako ideał. Zajęcia są prowadzone profesjonalnie, a w sam budynek jest bardzo luksusowy i wyposażony we wszelkie udogodnienia łącznie z dużym, zabytkowym basenem. Radość nowo przyjętej studentki nie trwa jednak długo. Z czasem zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Suzy podupada na zdrowiu, z sufitów ni z tego, ni z owego spada robactwo, a najlepsza koleżanka Sara (Stefania Casini) znika w tajemniczych okolicznościach. Wychodzi na jaw, że uczelnia została założona przez grecką wiedźmę, która nie zamierzała nauczać wyłącznie tańca.

Per un pugno di dollari

Jak zapewne zauważyliście, w obsadzie pojawiły się nazwiska aktorek ze Stanów Zjednoczonych. Współpraca z Amerykanami to cecha wielu włoskich produkcji z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Zawierali ją niemal wszyscy włoscy filmowcy, jeśli tylko mieli na to wystarczający budżet. Taka praktyka pozwalała kręconym we Włoszech filmom łatwiej zaistnieć na anglojęzycznych rynkach. Nie dotyczyło to tylko horroru, lecz na przykład również westernów. Któż nie pamięta Clinta Eastwooda jako tajemniczego rewolwerowca w dolarowej trylogii Sergio Leone?

Grande rosso

Najlepszym elementem Odgłosów nie jest fabuła, ale wybitny klimat, na który składają się scenografia, konstrukcja poszczególnych scen oraz ścieżka dźwiękowa. Dzieło Argento spowija intensywna czerwień. Jest ona obecna na ścianach, pod postacią światła, a także w formie krwi. Nie wykluczam, iż osoby o słabszych nerwach mogą po seansie cierpieć na koszmary, ponieważ taka ilość koloru czerwonego zapewne nie pozostaje obojętna dla podświadomości. Wrażenia potęgują psychodeliczne, znakomite utwory skomponowane przez włoski zespół Goblin, dzięki któremu Odgłosy mają według mnie najlepszy podkład muzyczny spośród europejskich horrorów. Polecam przekonać się o tym osobiście.

Źródło: film „Odgłosy”

To wprost zdumiewające, jak doskonale film Argento przetrwał próbę czasu. Ujęcia do dziś stoją na najwyższym poziomie. Najlepiej to widać w scenach zabójstw. Wprawdzie zabrakło w nich jakiegoś wielkiego gore, lecz są zrealizowane tak dynamicznie oraz sugestywnie, że pisząc ten tekst, niemal mam przed oczami mord na wydalonej uczennicy i jej przyjaciółce albo scenę śmierci niewidomego pianisty. Jedynie niektóre efekty specjalne mogą nieco razić. Podobnie sprawa ma się z krwią, która bardziej przypomina farbę niż prawdziwą ludzką juchę. Mało realistyczny wygląd posoki to jednak dyskusyjny urok wielu włoskich horrorów nakręconych w latach siedemdziesiątych.

Dall’Italia alla Spagna

Odgłosy doczekały się remake’u, który swoją premierę miał w 2018 roku. Przeszedł jednak bez echa. Podobnie stało się z nakręconymi bezpośrednio przez Argento sequelami. Inferno (1980) oraz Matka Łez (2007) okazały się porażkami zarówno artystycznymi, jak i komercyjnymi. Wydaje się, że reżyser Odgłosów ma swoje najlepsze lata za sobą. Podobnie jak włoskie kino grozy. Pałeczkę twórców intrygującego śródziemnomorskiego horroru dzierżą teraz Hiszpanie.


Moja książka Ziemia i skrzydła jest już dostępna w sprzedaży, a także za darmo w ofercie abonamentu Legimi.

Zachęcam również do zapoznania się z najnowszym, darmowym audiobookiem w uniwersum ZiS.

Newsy o kulturze

Przeczytaj także

Zostaw komentarz

Wprowadź swój komentarz
Wprowadź swoje imię

Dodaj do kolekcji

Brak kolekcji

Tutaj znajdziesz wszystkie wcześniej stworzone kolekcje.