NAJLEPSZYM BYĆ. I KOCHANYM
Szesnastoletni Miles Jacobson wyznacza sobie na nowy rok dwa cele i zrobi wszystko, by je osiągnąć, gdyż uważa, że tylko to uczyni go szczęśliwym oraz spełnionym. Po pierwsze, chce pokonać Camerona Harta, swojego największego rywala, na trójstanowym konkursie pianistycznym. Po drugie, zamierza odzyskać byłego chłopaka. Droga do stania się najlepszym i zdobycia ponownie serca ukochanego nie będzie jednak usłana różami. Szczególnie że Miles wciąż próbuje odkryć swoje prawdziwe „ja”. Wszystko się jeszcze bardziej komplikuje, gdy nastolatek poznaje Erica Mendeza, chłopaka, który lubi go bez względu na to, kim jest.
TO MI W DUSZY GRA
Podeszłam do czytania Nigdy do końca z myślą, że będzie to kolejna amerykańska młodzieżówka o odkrywaniu siebie, podobna do Felix Ever After. Na zawsze Feliks. Taka z kategorii „dobrze napisana, z przekazem, będę miło wspominać, ale nic więcej”. Książka Underhilla mimo powielania schematów miała jednak w sobie coś takiego, że przepadłam w trakcie lektury i trudno było mi się od niej oderwać. Gdybym miała ją porównać do przywołanej wyżej pozycji Kacen Callender, to Nigdy do końca bezapelacyjnie wygrywa pod każdym względem. O wiele bardziej podobały mi się styl autora, sposób prowadzenia akcji oraz bohaterowie. Wczułam się w historię napisaną przez Underhilla.
WIARYGODNOŚĆ TO PODSTAWA
Jako cispłciowa kobieta nie będę nigdy w stanie w pełni zrozumieć osób transpłciowych borykających się z wieloma trudnościami, wynikającymi chociażby z dysforii płciowej czy braku passingu. Nie przeżyłam po prostu tego co one. Nie znam też osobiście niestety takich ludzi. Zatem by poznać ich perspektywę, lepiej rozumieć ich emocje, m.in. sięgam po książki z takimi bohaterami. Oczywiście nie można ślepo wierzyć literaturze, zwłaszcza młodzieżowej, bo postacie nie są mimo wszystko prawdziwymi ludźmi, ale Underhill tak wiarygodnie przedstawił historię Milesa, że jestem skłonna uwierzyć w istnienie takiego chłopaka, który mierzy się z podobnymi problemami przez swoją tożsamość. Chyba nigdy dotąd nie spotkałam się z tak dobrze wykreowanym bohaterem transpłciowym. Myślę, że wielu nastolatkom niecispłciowym łatwo przyjdzie się z nim utożsamić, towarzyszyć w tej drodze odkrywania samego siebie. Ja mu kibicowałam od samego początku i smutno było mi czytać choćby o nietolerancji wśród pianistów.
NIE NADAWALI NA TYCH SAMYCH FALACH [SPOILER]
Będzie to kontrowersyjna opinia, ale przez jakiś czas liczyłam, że wszystko się ułoży między Milesem a jego byłym chłopakiem. Nie uważam, że Shane dobrze postępował, nie chcę usprawiedliwiać jego zachowania, bo nie był w porządku wobec Milesa, skrzywdził go. Ale jednak jakoś go rozumiem. Jesteśmy tylko ludźmi i każdy popełnia błąd. To dla niego też była trudna sytuacja (oczywiście Miles miał trudniej), nie umiał się w niej odnaleźć, pogubił się i nie chciał przyjąć pomocy, co by na pewno ułatwiło im obu sprawę. Miałam cichą nadzieję, że po prostu wynika to z faktu odkrywania tożsamości, może zinternalizowanej homofobii bądź bifobii. Niektóre sytuacje zdawały się to sugerować. Jednak ten wątek został inaczej poprowadzony. Był on najciekawszy chyba z całej powieści, bo towarzyszyły mi przy nim sprzeczne uczucia. Szczególnie że Miles też nie zawsze był uczciwy i dobry (zdrada Erica). Właśnie ta wiarygodność mnie zachwyca w tej książce, nie tylko pod względem reprezentacji. Postacie popełniają błędy, ale potrafią się do nich przyznawać i próbują je naprawiać.
WIRTUOZKA OKŁADEK
Jeżeli czytaliście recenzję Fake Dates and Mooncakes Sher Lee, to pewnie pamiętacie mój zachwyt nad okładką. Nie przesadzałam tam z pochwałami, bo wciąż lubię wracać do niej wzrokiem (i długo będę). Do grona ilustracji, nad którymi mogłabym wznosić peany, dołącza ta z Nigdy do końca, gdyż jest równie doskonała. Nie ma co się dziwić, że tak mi przypadła do gustu, skoro odpowiada za nią ta sama utalentowana graficzka. Spójrzcie tylko na te detale! Myriam Strasbourg potrafi oddać duszę książki na rysunku, jest genialna w tym, co robi. Jej ilustracja uświetnia także okładkę kolejnej powieści Underhilla. Jeśli This Day Changes Everything ukaże się w Polsce, to oby z oryginalną oprawą!
PODSUMOWANIE
Nigdy do końca to bardzo dobra młodzieżówka, napisana lekkim stylem, dzięki czemu można ją pochłonąć na jedno dłuższe posiedzenie. Oprócz rozrywki niesie za sobą przesłanie dla queerowych młodych ludzi. Takich książek właśnie potrzebujemy na polskim rynku wydawniczym, gdzie powieści dla nastolatków z reprezentacją dorastających osób transpłciowych jest jak na lekarstwo (szczególnie w realiach naszego kraju). Polecam ją jednak nie tylko czytelnikom reprezentującym literkę T w akronimie LGBT+. Moim zdaniem każdy znajdzie w tej powieści coś dla siebie.
Wydawnictwo Prószyński i S-ka od jakiegoś czasu regularnie wzbogaca polski rynek książkowy o powieści młodzieżowe z reprezentacją LGBT+. Jedną z ciekawszych pozycji od nich jest Autoboyography Christiny Lauren.