Dojrzewanie to okres graniczny. Otwierający bramy nowych możliwości i szans, ale także niepewną, nieznaną przestrzeń.
A co, jeśli nie jesteś gotowy na zmiany? Co, jeśli jesteś za młody na to, co cię spotyka? Nie możesz zatrzymać czasu.
I wtedy już musisz wiedzieć. Mimo że nie rozumiesz.
O tym jest w dużej mierze powieść Marii Lichoń. Traktuje o dojrzewaniu i związanymi z nim problemami. O lękach, samotności, pierwszych miłościach, wzajemnym niezrozumieniu, skrywanych tajemnicach, które niszczą od środka. Z jednej strony to powieść po brzegi wypełniona wątkami miłosnymi – ciekawie opisanymi, jednak nie wyróżniającymi się niczym spośród innych historii miłosnych. Choć to właśnie romanse często przyciągają rzesze czytelników, nie uznałabym ich za czynnik składający się na sukces tej powieści. Upatruje go w psychologizacji bohaterów. Zwykli nastolatkowie przeżywający pierwsze miłości i zawody, a jednocześnie każdy z nich z własną historią, osobistym bagażem doświadczeń, często zbyt ciężkim do dźwigania przez tak młode osoby. A jednak muszą go nieść – czy nie zabraknie im sił? Pytasz się w duchu przewracając kolejne kartki książki, gdy coraz bardziej wciągasz się w życie szóstki bohaterów i zaczynasz widzieć w nich cząstkę siebie.
Topos dojrzewania znajdziecie również w książce Strużki.
Sześć historii – jedno przewodnie uczucie: zagubienie
Niepewni, zakochani, nieszczęśliwi, samotni, zagubieni – oto oni, bohaterowie powieści Wszyscy byliśmy za młodzi. Ich życie z pozoru może wydać się zupełnie zwyczajne. Przeżywają pierwsze miłości. Niektórzy z nich mają to szczęście, że są odwzajemnione, inni mierzą się z odrzuceniem lub nie zdobywają się na odwagę powiedzieć o swoich uczuciach. Zacieśniają przyjaźnie i przeżywają kryzysy w swoich relacjach. Czasem nie chcą się uczyć, denerwują się na upierdliwych nauczycieli i myślą tylko o tym, aby wyjść ze szkoły i pójść zapalić.
Większość nastolatków wyglądała na przemęczonych i przygnębionych, widocznie oczekujących na zbliżającą się wielkimi krokami przerwę świąteczną. Niektórzy przeżywali wzloty, niektórzy upadki, niektórzy się zakochiwali, niektórzy odkochiwali, a pozostali łamali innym serca. Tak wyglądało wnętrze każdego miasta i każdej szkoły, tak wyglądało wnętrze konkretnie tego miasta i konkretnie tej szkoły.
Ale pod tym wszystkim kryje się coś więcej. Po pierwsze odnoszę wrażenie, że sprawy takie jak: pierwsza miłość czy rozpad przyjaźni są marginalizowane przez dorosłych. Dla nich to coś nieistotnego, coś co jest tylko epizodem w życiu – minie i nie zostawi po sobie śladu, dlatego nie warto się tym przejmować. Ale dla młodych osób te emocje są żywe i ważne. Wszyscy byliśmy za młodzi daje głos nastolatkom, dzięki czemu można lepiej zrozumieć ich perspektywę i fakt, że dla każdego w różnym wieku co innego będzie odgrywało znaczącą rolę. Jednak, co ważniejsze, książka pokazuje, że często młodzież wcale nie jest tak beztroska, jak mogłoby się wydawać.
Nie każde rany widać – niektóre z nich są noszone na dnie serca. Niekiedy są jak kamienie, które swoją ciężkością ściągają w dół. Tak było w przypadku bohaterów książki autorstwa Marii Lichoń.
Simon – nad jego życiem wisi nierozwiązana zagadka: dlaczego ojciec go opuścił i nigdy nie chciał poznać?
Chase – nie potrafi pogodzić się ze śmiercią mamy i wybaczyć ojcu.
Ivy – straciła rodziców w wypadku samochodowym.
Alice – jest piękna i wyniosła jak jej mama. I podobnie jak jej mama – nie czuje się kochana.
Chloe – czuje się niewidzialna. Bo dziewczyn takich jak ona, nikt nie zapamiętuje.
Josh – nie potrafi zaakceptować siebie.
Te traumy i doznane krzywdy powodowały szereg kolejnych (czasami wręcz tragicznych) konsekwencji. Przez to książka, mimo że należy gatunkowo do powieści młodzieżowych, wcale nie była lekką historią. Momentami niosła ze sobą duży ładunek emocjonalny i wywoływała w czytelniku poczucie niesprawiedliwości na pewne konstrukty świata.
Narracja – najsłabszym ogniwem powieści Wszyscy byliśmy za młodzi?
Książkę czyta się szybko, a historia wciąga niemal od pierwszych stron. W narracji przeplatają się losy szóstki wyżej wymienionych nastolatków. Poszczególne rozdziały dotyczą każdego z bohaterów, choć poniekąd wszystkie historie się ze sobą łączą i wzajemnie na siebie oddziałują. Podobał mi się ten zabieg, ponieważ pozwalał zapoznać się z perspektywą każdej z postaci, a dzięki temu lepiej zrozumieć motywacje ich czynów. Przy takim sposobie narracji należy być jednak cierpliwym czytelnikiem, gdyż rozdziały często kończyły się w ciekawym momencie, a możliwość poznania kontynuacji była znacznie opóźniona. Kolejnych kilka rozdziałów mogło bowiem dotyczyć któregoś z innych bohaterów.
Uważam, że sam warsztat pisarski autorki wymaga jeszcze pracy. Prosta składnia, niewyszukane słownictwo, zdarzały się także powtórzenia. Język nie potrafi uwieść czytelnika. Często w książkach zaznaczam wiele sentencjonalnych zdań, które już same w sobie mają silną moc rażenia. W tym przypadku, w długiej przecież pozycji, zaznaczyłam zaledwie trzy cytaty. Niemniej nie odbiera to ważności całej powieści. Choć historia zbudowana jest z prostych zdań, nadal potrafi być wciągająca, a co ważniejsze naświetla problemy, z jakimi mierzą się młodzi ludzie. Dodatkowo, biorąc pod uwagę fakt, że autorka w momencie pisania książki sama była w wieku nastoletnim – mogę stwierdzić, że poradziła sobie naprawdę dobrze.
Wszyscy byliśmy za młodzi – podsumowanie
Ważna powieść o dojrzewaniu podana w przystępnej formie, dzięki czemu mimo mnogości zaprezentowanych w niej problemów, chce się do niej wracać. Nie upiększa świata ani bohaterów, a to czyni ją autentyczną i bliższą sercu odbiorców. Skierowana do nastolatków, ale odpowiednia i dla dorosłych. Z pewnością może pomóc rodzicom zrozumieć swoje dzieci i zwrócić uwagę na aspekty, które być może przeoczają w codziennym biegu.
O problemach nastolatków możesz przeczytać także w książce Trzymaj się oraz w To, czego nie mówię.